wtorek, 8 stycznia 2013

WYCHODNE ALBO ANONIMOWY KLUB MATEK WARIATEK

Występują:
- w roli głównej: PIP PIP (esemesiątko) i DRRRRRRRYŃ DRRRRRRYŃ (dzwoniec)
- w roli trzeciplanowej: JA

Szara czy niebieska? Szara bardzie by pasowała do tych spodni, które widziałam w sklepie obok, ale niebieska chyba ładniejsza... Szara, niebieska, szara, niebieska... 



PIP PIP (kieszeń kurtki, ale która?!): Gdzie jest mój zeszyt do matmy?
JA (w przymierzalni, gdzieś pomiędzy szarą a niebieską koszulką): Na komodzie w jadalni.
Wybieram szarą. I jeszcze ten szal. A on by może jednak bardziej do tej niebieskiej? Żebym tylko nie zapomniała kupić mleka. Kurcze, szara czy niebieska?
PIP PIP (gdzieś z torby): Dzienki. 
JA (wśród wieszaków) powstrzymuję się, żeby nie odpisać, że "dzięki" i obiecuję sobie wrócić do tematu wieczorem (dyktando- odpytywando) i włączyć funkcję słownika w telefonie STARSZEGO (dla świętego spokoju mojego).

Wychodzę ze sklepu. Udało się. Jeszcze tylko ostatni rzut oka na szarą koszulkę wiszącą samotnie na wieszaku. Niebieska i szal w torbie. 
DRRRYŃ DRRRYŃ (chyba gdzieś w torbie) DRRRYŃ DRRRYŃ (ale gdzie?): A oni chcą oglądać. Włączyć im coś? 
JA: Włącz. Tylko nie za długo. 
DRRRYŃ DRRRYŃ: Aha. Kup jeszcze jabłka. 

Stoję przed wystawą. Czego to człowiek nie wymyśli. I gdzie to później upychać? A tamta jaka śliczna! Stoję tak pewnie już pięć minut, gdy dociera do mnie, że mogę przecież wejść! Jestem sama, bez dzieciaków. Nawet sklep z filiżankami, kieliszkami, przydasiami i "nie wiem na co, ale piękne" stoi przede mną otworem. Słonie w domowym ZOO, a ja w składzie porcelany! Juuuuupi.

PIP PIP (w kieszeni kurtki): A jak mam zrobić to zadańe z pszyrody?
JA: Umawialiśmy się, że z zadaniami, z którymi masz problem czekasz na mój powrót albo pytasz tatę.
PIP PIP (w dłoni, nie zdążyłam schować): Dzienki

Trzymam w dłoniach siedemnastą miskę i znów zastanawiam się, co by można w niej trzymać.

DRRRYŃ DRRRYŃ (w torbie) DRRRYŃ DRRRYŃ (chwila, muszę odłożyć miskę): STARSZY przyniósł mi ćwiczenia z przyrody i kazał rozwiązywać zadanie.
JA: Daj mi go.
DRRRYŃ DRRRYŃ: Ja nie umiem, a tato mi nie chce pomóc... Chciałem Ci pomóc, ale ty nie chcesz pomyśleć!... Myślałem wcześniej i nic! Chciałem żebyś teraz ty pomyślał!... Ja już do szkoły chodziłem! Wystarczy mi!... Słyszysz? Nie chce mi pomóc.
JA: Daj mi tatę.
DRRRYŃ DRRRYŃ: Co oni im tam wymyślają? Cała rodzina ma siedzieć nad tym zadaniem? 
JA: Jak wrócę to mu pomogę. Sprawdź, czy ma lampkę nad biurkiem zapaloną.
DRRRYŃ DRRRYŃ: Poczekaj... Skąd wiedziałaś? Mamy syna kreta! STARSZY, może przy świetle lepiej Ci pójdzie!
JA: Pa. 

W koszyku mam dzbanek, w ręku mam miskę (nie kupię, jeśli nie wymyślę na co mi ona), na oku- talerzyki (dzieci coraz starsze, nadchodzi zmierzch ery szwedzkiej zestawy "za tyle to mogą tłuc"!)  

PIP PIP (ręce zajęte, trudno, poczeka, przecież się nie pali) 
PIP PIP (hmmmmmmm...)
DRRRYŃ DRRRYŃ (zostawiam koszyk w sklepie, miskę i talerzyki też...): A jak długo mają oglądać? I STARSZY pyta, czy może pograć na komputerze.
JA: Pól godziny. Tak.
DRRRYŃ DRRRYŃ: Baw sie dobrze i nie wydaj wszystkich naszych pieniędzy.

Czytam dwa nieco przedawnione smsy:
PIP PIP: Angielskiego tesz sam nie umiem. Poczekam na Ciebie. 
PIP PIP: A skoro już wszystko zrobiłem. Moge pograć?

Księgarnia. Kawa. Najukochańsza księgarnia. Duuuuuża kawa. 
Przede mną rośnie stosik książek, których nie będę miała czasu przeczytać. I tych, które czytać będę być może na okrągło ("Jeszcze raz nam przeczytaj!!!"). I w końcu tych, których pewnie nigdy nie przeczytam (STARSZY łyknie sam w kilka dni i... zdradzi zakończenie).

PIP PIP: O której będziesz?
JA: Nigdy. Zamieszkam tutaj, gdzie teraz jestem i wyprowadzę się, gdy już wszystko przeczytam. Obiady w zamrażalniku. Starczy Wam na cztery dni, a potem kanapki. Dacie radę. Podszkolisz się z przyrody. Po sześciu dniach znajdziesz odkurzacz. STARSZY nauczy się obsługiwać zmywarkę. I najgorsze: DOWIECIE SIĘ, ŻE DOMOWE SKRZATY NIE ISTNIEJĄ, nie piorą, nie gotują, nie sprzątają, nie odrabiają lekcji... (Kasuję.)
JA: Za dwie minuty. Przylecę z wywalonym jęzorem. Rzucę się od razu do lekcji, sprzątania, kolację zrobię. Posprawdzam. Dopilnuję. Podoglądam. A jak kiedyś znajdę czas, napiszę "Wyznania matki wariatki", założę Klub Anonimowych Matek Wariatek ("Jesem nadopiekuńczą matką perfekcjonistką..."). (wrzucam do skrzynki "myśli nieporawne niepoprawnej matki wariatki")
JA: Za pól godziny. (wysyłam)

Dopijam szybko kawę. Kupuję co trzecią książkę ze stosiku i wracam.

Wracam. Bez mleka. Bez jabłek. Bez miski na jabłka (tak, właśnie mi przyszło do głowy, że to byłaby idealna miska na jabłka). Z jedną "myślą niepoprawną niepoprawnej matki wariatki" więcej. A może dwiema, bo tak sobie myślę, że może trzeba było kupić szarą... 



4 komentarze:

  1. spokojnie mogłabym się zapisać do tego Klubu :D

    OdpowiedzUsuń
  2. :-) Boskie! Skąd ja to znam?? Zapisuję się do Klubu!

    OdpowiedzUsuń
  3. oj, ja też bardzo chętnie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ufff... Czyli nie ja jedyna! Mojej mamie wczoraj powiedziałam przez telefon, że muszę kończyć, bo mam jutro sprawdzian z historii. Jej dzikie rżenie w słuchawkę śniło mi się w nocy ;)))))

    OdpowiedzUsuń