DZIAŁAMY: "BAJKI EZOPA" FOLD ME!
Nie przyszywam guzików, nie ceruję dziur w skarpetkach, nie naszywam łat. Powiedziałam o tym mężowi odpowiednio wcześnie, by nie mógł mnie posądzić o celowe zatajenie oraz działanie na niekorzyść harmoni i, było nie było, spójności (choćby na okrętkę) ogniska domowego.
A potem pojawiły się dzieci, które za nic mają matczyne słabości. Zdarzyło nam sie razem uszyć smoki z paszczami na zamek błyskawiczny, z gałganków lalkę i supeł(r) królika w płaszczu wyczarować. Ja akceptuję szaleństwo kolorów, faktur i wykrojów, które proponują dzieciaki, one odwdzięczają się bezkrytycznym zachwytem nad krzywo przyszytymi guzikami, fastrygą "nie-rwij-się" i supełkami w najmniej oczekiwanych miejscach. Luz i "i tak NAM się będzie podobać!" działają cuda.
Okazuje się, że po takim "wyluzowanym wychowaniu plastycznym" można mieć kłopoty w szkole: "dziecko nie wykazuje zdolności plastycznych, kreatywności, nie wykazuje się inwencją podczas wykonywania zadań na zadany temat".
STARSZY najprawdopodobniej zda do następnej klasy również z plastyki, ale łatwo nie jest...
- Niech Pani spojrzy! Czy to jest praca na poziomie jedenastolatka?!... Pusto, pusto, tylko morze i piasek, i jedna postać na kocu... To ma być wspomnienie z wakacji?!
(To była plaża, nasza plaża, pusta plaża, może ostatnia taka plaża nad Bałtykiem, ale to tajemnica i się nią z Panią od plastyki na pewno nie podzielę.)
Moja mama tak wspomina dziecięce warsztaty rękodzielncze:
- Ja też musiałam przez to przechodzić, ale z moim matematycznym, sztywnych umysłem... Oglądałam z wami "Domowe Przedszkole", notowałam, a potem... Jejku! Najbardziej to nie lubiłam kleju! Nad tym paskudztwem nie dało się zapanować!
- "Idzie klej i po kolei napotkane rzeczy klei!"- wrzeszczo-recytują ŻelkoŻercy.
Ja nie mam "matematycznego, sztywnego umysłu" i zdecydowanie lepiej sobie radzę bez wzorów, reguł i instrukcji obsługi, ale dziś NAJMŁODSZA nie dała mi wyboru...
Przyznaję, łatwo nie było.
Te proste linie wzdłuż których trzeba było ciąć nożyczkami ze spokojem chirurga. Te wszystkie zakrętasy i łamane: mechanika precyzyjna. Potem zgiąć wzdłuż lini przerywanych. Na końcu klej. Wszystko pod wymiar rąk ŻelkoŻerców, ale bez pomocy mamy by się nie udało. Bez pomocy taśmy klejącej też nie... Jak się przez przypadek głowa wilka na pół rozerwie ("się" rozerwie oczywiście) to, no cóż, nasza wypróbowana metoda "zróbmy z tego coś innego" nie działa, trzeba użyć taśmy klejącej.
Gdy już się uda wyciąć, złożyć i skleić, a trzeba przyznać, że dzieciom zapału, energii nie brakowało, a tej ostatniej może nawet miały zbyt dużo... papierowe zwierzaki musiały przejść decydującą próbę. Ja czytałam bajkę dołączoną do zestawu, a MŁODSZY i NAJMŁODSZA animowali figurkami, a potem...
Potem już można było działać po naszemu: owca latała, wilk zjeżdżał z pudełka. Wilk nosił owcę, a owca wilka razy kilka itd., itp. I co najważniejsze: udało nam się nie zniszczyć zwierzaków. Czekają na jutro, bo jutro wyjmiemy z pudełka kolejną bajkę i wytniemy, złożymy, skleimy i przetestujemy kolejne zwierzaki...
- A z pudełka będziemy mogli później zrobić dom weterynarza?!
A w domku schowamy dwie rolki taśmy klejącej i tubę kleju!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz