- I jak ty to ogarniasz?
- To?
- No, to wszystko...- I ręce jak do żabki, a oczy próbują ogarnąć KROPKĘ, która już w połowie schodów, MŁODSZEGO i NAJMŁODSZĄ w pełnym pasji uścisku, bo on jej zabrał, a ona się nie przyznaje i STASZEGO, co ani pół smsa z wycieczki nie przysłał...
- Nie wiem, kto by miał czas się zastanawiać?!- Łapię KROPKĘ między ósmy a siódmym stopniem, a wzrokiem, tym co w kamień zamienia, próbuję uspokoić zapaśników.
A tak szczerze do bólu: nie ogarniam, NIE OGARNIAM, N I E O G A R N I A M! I czas się do tego przyzwyczaić, polubić, przytulić.
- Ale ciasto upiekłaś!!!
- Przepraszam...
Nie ogarniam myśli, co to się ich mam domyślić: ... że ona niedoprzytulana, on ma kłopoty z matmą, a w lodówce znów pusto (nie kupiłaś, myślałem, że się domyślisz).
Nie zgarniam: kurzu z górnych połek, bo nikt nie zagląda, zabawek z podłogi, bo ile można, autostopowiczów z pobocza, bo u mnie zawsze pełno.
Nie przegarniam włosów z czoła, bo ręce zajęte, albo lepkie od kaszki, bo KROPKA robi mi to co chwilę (!) rękoma lepkimi od kaszki.
Nie zagarniam, bo sami się garną.
Nie wygarniam, bo... mi wygarną.
- A pamiętałaś?
- Nie.
- I co teraz?
- Nic. Przytul się. Jutro pomyślimy.
- Mamoooo... A ja dziś zapomniałem nut.
- I co?
- Nic. Przytulam się.
Matko, mogłabym się pod tym podpisać... Rękami, nogami i czym tam się da!
OdpowiedzUsuńUfffff... Czyli nie tylko ja?! ;)
OdpowiedzUsuńNie ma co się spinać. Nie musi być idealnie. A dzieci rosną i zaraz, za chwilę będą dorosłe, nawet KROPKA. :)
OdpowiedzUsuń