wtorek, 8 marca 2016

TO MOŻE PERŁA POWIE, JAK SIĘ NIĄ PODZIELIĆ


- A jak już prawie rozumiałem, to albo nagle przestawałem, albo zaczynało mi się nudzić.
MŁODSZY przez cały spektakl na zmianę wybijał rytmy wraz z poławiaczkami pereł, zastygał z otwartymi szeroko oczami (i ustami) lub wił się z nudów na siedzeniu.
NAJMŁODSZA siedziała kilka rzędów przed nami, z koleżanką, i może stąd zupełnie inna perspektywa:
- A co tu było do rozumienia? Mi najbardziej podobał się wilk i perła, a bałam się drwala z kratkowaną maską i czasem muzyki. Czy oni mają zapasowe ucho zamiast tego podartego? Czy pamiętasz jeszcze, że bardzo chciało mi się jeść


"LUSTRZANA CHMURA" , nowa propozycja Teatru Animacji, zaskakuje od początku. 
- Bębny na nogach! O czym to będzie? Chmura z luster, taka w której można się przejrzeć? I bębny będą deszczem, burzą (jak mocniej walną)?
- Nie wiem. Tak samo jak Ty, na razie mogę się tylko domyślać.

Stają przed nami poławiaczki pereł, w pięknych białych kostiumach. Ich rolą będzie pilnowanie opowieści, nadawanie jej kierunku, rytmu, obserwacja natury, uważne przypatrywanie się niebu i wyławianie z dna morza pereł, kropel z lustrzanej chmury.
Rytm, powtórzenia mają wprowadzić widza w obcy mu świat japońskiej kultury. Papier, biel, czerń, japońska mitologia, związek człowieka z naturą.

- Kiedy się zacznie naprawdę? 
Próbuję nie zerwać kontaktu ze sceną. Bardzo chciałabym dać się porwać...
- Mamoooo, nudzi mi się.
I ja też zaczynam się wiercić, rozglądać po widowni pełnej wiercących się, szepczących dzieci i... dorosłych.

Pojawia się leśna bogini o wielu rękach-gałęziach. MŁODSZY kibicuje bogini-wilczycy w walce z drwalką. 
- Za rok tak się przebiorę! Zrobisz mi taki strój mamo? Będę wilkiem!

I nagle opowieść zaczyna się plątać, poławiaczki szukają nowego rytmu, próbują snuć opowieść, która sama się dzieje. Widzimy jak rodzi się miłość między boginią a człowiekiem, jak z tej miłości rodzi się dziecko... a z lustrzanej chmury spada perła. Jakie to szczęście, że perła trafia do morza, że nie rozbija się jak wiele innych o twardą ziemię. Ta perła to wielki skarb, skrywa w sobie tajemnicę, tajemnicę splotu natury z człowiekiem, magiczną moc. 

- Taki ten chłopiec wyrośnięty i trochę grubasek, śmieszny taki. Ale zupełnie niepodobny ani do mamy ani do taty. Wielki jak... Bardzo wielki. 
- Ale miałby być podobny do tej z wieloma rękoma czy tego człowieczka? A może do wiewiórki albo szopa?- MŁODSZY ćwiczy się w ironii, która zbyt często myli mu się z pogardą i sarkazmem.- To jest aktor i trzeba trochę udawać, że się wierzy, że to synek. Czy ty jesteś pierwszy raz w teatrze?
- Nie jestem pierwszy raz tylko setny raz, a to ty nic nie zroumiałeś, a ja wszystko!
- Zrozumiałaś, że się boisz i że ci się podoba. Głupoty.

Mama- wiewiórka, tato-drzewo..., a może szop pracz. Synek ich został sam, jego świat to drzewa, zwierzęta... i perła. Tylko czy chłopak wie, jak wielką tajemnicę skrywa perła?
- Cały czas się bałam, że albo ta biała albo on upuści perłę i... bęc, po spektaklu i po tajemnicy.
- Głupio trochę, że ją lizał i turlał. Ja bym ją schował w skrzyneczce, zamknął na kluczyk.
- Podziel się perłą!- NAJMŁODSZA próbuje zanucić.- I kto tu jest głupotą?!
- Na kawałki rozbić i się podzielić? A może dać komuś innemu polizać?
- Nie, do ucha wrzucić! Nie widziałeś? On sobie wrzucił do ucha i teraz albo będzie głośno wszystkim opowiadał, co mu perła opowiada albo... Nie, to by było obrzydliwe. 
- Ja wiem, o czym ty myślisz, ale on jej nie połknął tylko do ucha włożył.
- No tak, na szczęście. To może mu perła powie, jak się nią podzielić. 

Finałowa piosenka o roboczym tytule "Podziel się perłą" dzieciom się spodobała, mnie przypomniała, że jeszcze niedawno w Teatrze Animacji żaden spektakl nie mógł się skończyć bez finałowej piosenki z morałem. 


- Napisz jeszcze o tym uchu. Napisz, że to wyglądało, jak na tej wystawie z ludźmi pokrojonymi na kawałeczki. Takie ucho w cieniutkie plasterki pokrojone. Super ucho, przez które można sobie przechodzić. 
- I jeszcze, że trochę było za nudno i chyba byłem za mały, bo nie zrozumiałem za dobrze.
- To napisz, że ja zrozumiałam. 
No to piszę.
- A perły to się tobie kiedyś poturlały na podłogę. Jak ci KROPKA zerwała. 
- To na szczęście nie były perły. Plastiki, imitacja.
- Mamo, nie przejmuj się, oni też nie mieli prawdziwej. 
Dopisuję, choć nie wiem, czy warto.

Kibicuję "Lustrzanej chmurze". Trzymam kciuki za każdy następny spektakl.  Powstawał w czasie prób- od ogólnej koncepcji, po spisany tekst i muzykę, ale czy to już w pełni ukształtowana perła? Może jeszcze dać jej czas, by obrosła, ukształtowała się, by wsłuchała się w głos szepczącej widowni. Trochę nam było nudno, bardzo chcielibyśmy wszystko zrozumieć...


"LUSTRZANA PERŁA"
Teatr Animacji, prapremiera 5 marca 2016

reżyseria: Robert Jarosz 
pedagog teatru: Justyna Czarnota
scenografia: Pavel Hubička
muzyka: Adam Świtała


sobota, 18 lipca 2015

ABDYKOWAŁAM

"Ostatnio nie odwiedzałaś swojego profilu na Facebooku. Czeka na Ciebie 27 wiadomości, 123 zmiany statusu..."

Kochany Facebooku

Chwilowo nie mam czasu, czas mają oni (mój też oddałam im do dyspozycji). Zapomniałam haseł, PINów, kodów dostępu, reaguję tylko na: "Mamooooooo, pokażę ci, zobacz, chodź, jedziemy!" 
Napiszesz mi zaraz, że nie inaczej było tam? Może... Ale wtedy trzeba było jeszcze reagować na: "Spałaś już pięć godzin! Czas wstawać! Dawno nie było Cię w kuchni. Czekają na Ciebie ich śniadaniówki, skarpetki nie do pary, głowy nieuczesane. Drrrrrrrrryń." Tam rządził plan lekcji, plan dnia, plan nie do zrealizowania, napięty, spięty, bez poczucia humoru. Tu rządzą oni, tylko oni... 
A ja? Że niby znów na usługach? Że latam na ich każdy rozkaz, że spełniam każdą zachciankę? No pewnie! Mnie to już władza, sprawowania jej próby, zmęczyły, znużyły. Ja siebie jako władcy  nie lubię. Mnie władza męczy, dręczy, mi od władzy zmarszczki na czole wyłażą, kark się spina, mnie od tego panowania gardło i głowa bolą... Mnie się już przejadło... Nic nie muszę! Planować nie muszę, zdążyć nie muszę, przewidywać nie muszę. Dam sobą porządzić, z przyjemnością dziką, lekką głową, piegami od słońca na nosie.

Wczoraj łowiłam kijanki i maleńkie pstrągi. 
- Mamoooooo, ty nie łowisz! Ty mącisz! Albo łowisz albo nie mąć!
- KROPKA mąci, ja jej tylko pomagam. 
- Ty lepiej siedź i pilnuj wiaderka. I daj znać, jak się jakaś kijanka w żabę zmieni.- NAJMŁODSZA nie odrywa wzroku od płytkiej, wąskiej strugi. ("Mamo, idziemy nad rzekę! Łowić kijanuchy i wielorybuchy!")
- Przepoczwarzy! Tak się mówi!
- Poczwarki się przepoczwarzają! A kijanki... kijańczą albo żabią! To wszystko zależy do tego, od której strony się na to patrzy, od punktu stania to zależy.- I cap kijankę w siatkę na motyle.
Wczoraj pilnowałam kijanek (i małych pstrągów trochę też)...

Dzisiaj obserwowałam ptaszka.
- Mamo, patrz. On się musi cały schylić żeby zaświergotać. Może on pupą świergocze?.- NAJMŁODSZA tym razem głowę zadziera wysoko. 
- Kuprem.- MŁODSZY poprawia. 
- Chyba kutrem.- I nos zadziera NAJMŁODSZA jeszcze wyżej. 
- Kutrem to się ryby łowi.- MŁODSZY chwilę się zastanawia- Pewien ptaszek co świergotał kuprem chciał się przepłynąć kutrem okrutnie... 
- Mamo, wymyśl dalej!
- Rybak pozwolił, ptaszek śpiewał cudnie, ale, o rety!, jak na tym morzu dziś cuchnie!
- A dlaczego cuchnie?
- NAJMŁODSZA, ty jesteś gapa. Cuchnie jak się kuprem śpiewa.
- Aaaaaaaa... Pierdu śmierdu! Super wierszyk! Idziemy go opowiedzieć Kasi i Basi! A ty tu czekaj na nas.
Dzisiaj czekałam na nich, godzinę czekałam, bo akurat traktor przejeżdżał... to wsiedli.

I tylko MŁODSZY pilnuje, by codziennie kupić gazetę, najlepiej codzienną...
- I co, mamo? Jest coś?
- Jest! 
- "Lodowe góry Plutona"! Łaaaaaaaał! Czytaj dalej! 


"PROFESOR ASTROKOT ODKRYWA KOSMOS"
Dominic Walliman, Ben Newman
(Wydawnictwo Entliczek)

WIEK: M


- Pas Kuipera! To było w tej książce! Może ją jeszcze poczytamy, dopóki jest aktualna? 
Czytamy! Czekając na sierpniowe rozgwieżdżone niebo pełne spadających gwiazd ("Mamooooo, to jest dziecinna i bardzo nienaukowa nazwa."), czekając na kolejne doniesienia z sondy New Horizons, czekając na wielki powrót Plutona. ("Mamo, tak to się właśnie skończy. Pluton znów będzie prawdziwą planetą! Skoro i tak trzeba przemalować Eris na trochę mniejszą, to co im szkodzi. Fajny ten Pluton, mógłby być znów planetą, a nie taką niby, karłowatą.") 

Wakacje poszerzają horyzonty i wcale nie każą tam spoglądać..., kochany Facebooku.






poniedziałek, 22 czerwca 2015

SAMOGRAJ CZY CAŁKIEM FAJNY SPEKTAKL?

"BAJKI SAMOGRAJKI"
Teatr Lalek Pleciuga
reż. Anna Augustynowicz

(w ramach 20. biennale sztuki dla dziecka)

WIEK: 7-12 (informacja z programu) czyli M (ciut może przyduże)



Stragan i feler-seler, Kopciuszek i Czerwony Kapturek, na deser entliczek pentliczek, a na widowni- ośmiolatki i starsi.
- Mamo, a ty się nie pomyliłaś? Może trzeba było zabrać ze sobą KROPKĘ? 
Brzechwa, wierszyki, dla maluchów rymowanki, a w programie- spektakl dla dzieci 7-12 lat.
Czy oni wiedzą co robią? 
Po jednej stronie aktorzy ubrani na czarno, na pustej scenie. Po drugiej stronie kilka klas z poznańskich podstawówek, dorośli tacy, okołodziesięcioletni, już wakacyjni ciut. 
To się mogło nie udać. To miało wszelkie podstawy by się nie udać, a się UDAŁO! 

zdj. Teatr Lalek Pleciuga

Jak? Dlaczego? Co? 

Po pierwsze rytm, melodia, ruch, zabawa.
Raz dziecięca wyliczanka, innym razem hip hop, a i opery ciut. 
Ruch podprządkowany rytmowi wiersza- sztywne, monotonne układy kroków "jak w marszu w kółko" i trochę "tańczenia w stukających butach", aż do precyzyjnej, ściśle podlegającej słowu choreografii w konwencji języka migowego (aktorzy migają wiersz, używając "uproszczonej" wersji języka dla niesłyszących, czytelnej dla dzieci). 
Zabawa słowem, wersem, brzmieniem i znaczeniem, ale...
- Wiesz mamo, że ja trochę znam się na perkusji i powiem ci, że to nie było takie łatwe umpa umpa, bum, bum, bam... To było dość skomplikowane, nie bardzo, ale dość. KROPKA mogłaby nie dać rady...
Nic dodać, nic ująć. 

Po drugie- opowiedzieć jak nigdy nie opowiadane. 
Przecież wszyscy znamy wiersze dla dzieci Brzechwy, znamy na pamięć, na wyrywki. Z  wydań na pożółkłym papierze, z ilustracjami Szancera. Z kartonowych książeczek z kiczowatymi obrazkami.
W spektaklu Teatru Pleciuga wierszyki stają się wierszami, oskrobanymi z pozłotki, otartymi z niemowlęcej śliny. 

Wierszowana bajeczka o Kopciuszku staje się liryczną, wierszowaną baśnią. Macocha i dwie siostry jak nieporadnie prowadzone marionetki, o gestach przerysowanych i kanciastych, głosach dobiegających spoza sceny. I Kopciuszek- ten na scenie ("Mamo, czy ona wie, że gra główną rolę, bo w ogóle jej nie widać.") i ten z boku- marionetka, prosty drewniany szkielet. ("Mamo, taki ma Bartek w domu. Do malowania. Można go wyginać i on udaje człowieka, można go sobie odpatrywać, a on w ogóle nie cierpnie.") 
- Dwa Kopciuszki? A może to jest jej marionetka, Kopciuszka-aktorki marionetka? Może ona zaraz chwyci za sznurki?
Jest, o czym myśleć... Jest, o czym rozmawiać...

zdj. Teatr Lalek Pleciuga
I "Czerwony Kapturek"... Tu, dla odmiany dzieje się dużo więcej. Czerwony Kapturek w czerwonej czapce z pomponem gra na gitarze elektrycznej, a energia i radość bije z niej taka, taaaaakaaaa... ("A ty byś się mamo nie cieszyła, gdybyś mogła tak sobie grać?!"), babcia, w której rolę wciela się aktor, myśliwy (trochę jak kowboj z westernu, coooo toooo muuuu się nieeee spieeeeszyyyy, i tylko ani się obejrzysz już dwururka przy gardle wilka). Od rapu do opery, od śmiechu do zgrozy... Wilk!
- Ja to myślałem, że jestem już za duży żeby się bać wilka. Straszny był i strasznie się bałem. 
I bój się synku, bój! Przyznaję, że ja też się bałam wilka w czerwonych okularach, czerwonych rękawiczkach, mieszkającego gdzieś w gąszczu blokowisk, zaczepiającego na czatach małe dziewczynki. Jego przetworzony komputerowo głos do tej pory mam w pamięci. (Fani StarWars podobno bez trudności rozpoznają w wilku samego Lorda Vadera! Bu!!!)
Bettelheim w pas się z zza kulis kłaniał, dzieci bez problemów odczytały współczesny morał płynący z baśni (nie, smrodku dydaktycznego nie wyczułam).

zdj. Teatr Lalek Pleciuga 

Wystarczyło na chwilę zapomnieć o Brzechwie z kartonowych, kiczowatych książeczek z poobgryzanymi rogami. Wystarczyło przywrócić wierszykom wiersza powagi ciut. Wystarczyło jednocześnie nie bać się klasyka, ze sztywnych, nudnych schematów wytrącić i dać mu nowe życie. (Uwaga!!! Nie potrzeba na to zgody konserwatora zabytków!) 

- To jest język migowy. Trochę się uczyłem... Ale fajnie jest "pietruszka" po migowemu.

"Kopciuszek" podbał się bardzo mi, a MŁODSZY uznał, że był trochę nudniejszy, nudniejszy od "Czerwonego Kapturka". 
- Bo ten Czerwony Kapturek to był taki nie-księżniczkowaty-balowo-bucikowy. Gra na gitarze, ma fajną czapkę i przeżywa przygodę, a Kopciuszek... Wiesz, mamo. Trochę nudy. Strojenie się, bale, ślub... To nie dla mnie. 
(To już wiecie jakie kobiety podobają się MŁODSZEMU.)

BAJKI-SAMOGRAJKI to tytuł książki Jana Brzechwy, tytuł spektaklu, ale...
- Że same się grają?
- Samograj? Tak kiedyś mówiono na urządzenia do odtwarzania muzyki, że same grały. A teraz mówi się tak na utwory-pewniaki. Jeśli chcesz mieć pewność, że uda się sprzedać wszystkie bilety na spektakl, koncert... to wystaw samograja.
- I to były takie samograje? Dużo sprzedali biletów? 
- Czy były? Nie wiem... Mam watpliwości...
- Wiem, samograj to dla KROPKI, bo ona lubi wierszyki, a ja nie lubię, wiec mnie trzeba było namawiać, żebym przyszedł i żeby mi się podobało... Bajki-samograjki, bajki-samograjki... Ale łatwo wpada w ucho, choć tytuł nietrafiony! Może raczej... "Czerwony Kapturek na gitarze i Wilk straszny". Długie? 
- Trochę długie.
- "Całkiem fajny spektakl" 
- Taki tytuł?
- Tak. A co? Jeszcze za długi?

środa, 17 czerwca 2015

BIENNALE! I ZNÓW SUKCES!

20. Biennale Sztuki dla Dziecka (dwudzieste!!!)

Pamiętam... Biennale z jednym dzieckiem, z dzieckiem i brzuchem ogromniastym (nawet na dzień przed Wielkim Wybuchem: 10 czerwca 2007 spektakl na Cytadeli, 11 czerwca 2015 MŁODSZEGO 8. urodziny), trojgiem dzieci, trojgiem swoich i kilkorgiem pożyczonych...i znów brzuch... 
I dziś z trojgiem, bo STARSZY na wycieczce, znów na Biennale! 

Nie ogarniam ostatnio terminów, kalendariów, repertuarów i newsletterów. Pędzę, gonię za własnym ogonem, sroki za ogon łapię, one mnie frrrrrruuuu do góry, a potem w dół- otrzepać się, przetrzeć oczy i dalej...
Zdaję się na znajomych z biletami w ręku, kopa w tyłek na zapęd od organizatorów, farta i przypadek. 
Tym samym udało nam się we wtorek zwiedzić multimedialną wystawę GRAMY!, NAJMŁODSZEJ i MŁODSZEMU obejrzeć zestaw kilku filmów krótkometrażowych, powylegiwać się minut pięć na wyspie, zaopatrzyć w wiatraczki i uzupełnić biblioteczkę o  dwa numery Nowych Sztuk. Sukces? Sukces! 




Gramy! (wystawa interaktywna)



MŁODSZY i NAJMŁODSZA mieli tylko 25 minut na szybkie przetestowanie eksponatów- "maszyn dziwacznych do grania" i pędzili do kina. 
- Chodź tu mamo i zrób minę.
(A lustro na moją minę buuuuuu, truuuuuutuuuu... Myślałam, że rano, tuż po przebudzeniu przed lustrem w mojej łazience... Myślałam, że gorzej być nie może... Może! Może być jeszcze na mój widok: buuuuuuuuuu!)
- Mamo, dołączysz do chóru? Stań tu i będziesz śpiewającym panem. 
(A jak się odpowiednio wykrzywiłam i nadęłam... śpiewałam na dwa głosy.) 
- Halo, halo... La, la, bum, bum!!!- zawodzi NAJMŁODSZA do rury.
- Włóż tu rękę. Ale czaaaaary... 
- Gram na komputerze, mamo. Zobacz, gram! Sonatinkę, mamo?!









A KROPKA i ja, miałyśmy czas, dużo czasu i przechadzałyśmy się od... do... i z powrotem, i znów do szafki z rurami i słuchawkami. 
- Buuuuu... Kapka mała... Kum, kum, kum...
A grająca szafa KROPKI nieśmiały głosik zamieniała na dźwięki instrumentów. Dzyń, dzyń, plim, plom, bam...
I już widziałam oczami wyobraźni tę szafkę u nas w domu. 
- Głupia jesteś! Oddaj mi! Nie wchodź do mnie do pokoju, już nigdy, w życiu nigdy i jeszcze dłużej!!! 
A ze słuchawek: dzyń, dzyń, plim, plom, bam...
- Mamo, wyprałaś? Pamietałaś? Głodny jestem? Pomóż! Daj! Nie chcę!
A z wnętrza szafki: dzyń, dzyń, plim, plom, bam...







(Tak, Wojtku... W końcu poskładałam fakty, pewnie dłużej niż ty składałeś maszynę... Prosimy o jedną! Lepsza ona niż okrągły stół!) 

Była i hulajnoga, co zapis kolorowy muzycznie interpretowała. I poduszki, które od dźwięków drżały. 
- Ja śpi. Mama śpi. Nie chce. - I do słuchawek, rur, do szafki: dzyń, dzyń, plim, plom, bam...


I nalepki, odznaki były. Można było na mapę, można było na koszulkę. Można było...
- KROPKA! Nie, tu nie! 





"Piotruś i wilk" i inne krótkie filmy z muzyką wielkich kompozytorów

- A filmy, jak Wam się podobały? 
- Podobał mi się o Piotrusiu i wilku, bardzo był śmieszny. Taki był gruby kot... Bardzo śmieszne... Tylko koniec zupełnie był nieśmieszny, bo wilk zjadł gąskę. Takie jest życie, prawda? Ale kocisko, kocisko było śmieszne.
- Najlepsza była orkiestra. Rzępoliła taaaaak... - MŁODSZY macha rękoma, głową, miota się po chodniku.- A jeden na wózku, to jak drugi kichnął. I był taki karzeł...
- Opowiadasz nie po kolei, mylisz dużo.
- Ty już swoje opowiedziałaś! Chichotałaś na smutnym filmie!!! Teraz ja opowiadam, o śmiesznym opowiadam i na śmieszno.
- Ja nie chichotałam o gąsce, tylko o kociaku... A ta orkiestra...
- Cichooooo! Ja to miałem opowiadać! A teraz jestem zły i mi się odechciało! Siku mi się chce! Koniec!

A przed nami jeszcze kilka dni... Przed Wami, tym co do Poznania mają niedaleko, albo nic (NAJMŁODSZA tyle ma do domu, gdy siedzi w swoim pokoju), jeszcze kilka dni... 


20. Biennale Sztuki dla Dziecka trwa!
Poznań, 15-21 czerwca 2015


wtorek, 16 czerwca 2015

NIE OGARNIAM

- I jak ty to ogarniasz? 
- To?
- No, to wszystko...- I ręce jak do żabki, a oczy próbują ogarnąć KROPKĘ, która już w połowie schodów, MŁODSZEGO i NAJMŁODSZĄ w pełnym pasji uścisku, bo on jej zabrał, a ona się nie przyznaje i STASZEGO, co ani pół smsa z wycieczki nie przysłał...
- Nie wiem, kto by miał czas się zastanawiać?!- Łapię KROPKĘ między ósmy a siódmym stopniem, a wzrokiem, tym co w kamień zamienia, próbuję uspokoić zapaśników.
A tak szczerze do bólu: nie ogarniam, NIE OGARNIAM, N I E   O G A R N I A M! I czas się do tego przyzwyczaić, polubić, przytulić.
- Ale ciasto upiekłaś!!!
- Przepraszam...  

Nie ogarniam myśli, co to się ich mam domyślić: ... że ona niedoprzytulana, on ma kłopoty z matmą, a w lodówce znów pusto (nie kupiłaś, myślałem, że się domyślisz).

Nie zgarniam: kurzu z górnych połek, bo nikt nie zagląda, zabawek z podłogi, bo ile można, autostopowiczów z pobocza, bo u mnie zawsze pełno. 

Nie przegarniam włosów z czoła, bo ręce zajęte, albo lepkie od kaszki, bo KROPKA robi mi to co chwilę (!) rękoma lepkimi od kaszki.

Nie zagarniam, bo sami się garną.

Nie wygarniam, bo... mi wygarną.



- A pamiętałaś?
- Nie.
- I co teraz?
- Nic. Przytul się. Jutro pomyślimy. 
- Mamoooo... A ja dziś zapomniałem nut.
- I co? 
- Nic. Przytulam się.



piątek, 12 czerwca 2015

ZJEMY CIĘ!

- Ale ja nie chcę! Nie chcę! Teraz mi się nie chce i dlaczego ma mi się chcieć, bo ty mi każesz chcieć???????!!!!! 

Nie od dziś wiadomo, że najważniejsze prawa tego świata odkryto nie w czterech ścianach laboratoriów, ale podczas prozaicznych, codziennych czynności- kąpieli, drzemki pod jabłonką, śniadania zbyt wczesnego, pospiesznego, za-chwilę-spóźnionego...

- Ale za pięć minut, w samochodzie, będziesz głodny. Zjedz coś. Nie można wychodzić z domu z pustym brzuchem. 
- Nie będę głodny. Nie zjem. Nie mam pustego brzucha. Jest tam kolacja i powietrze z ziewania. 

... dlaczego ma mi się chcieć, bo ty mi każesz chcieć?!

w pokoju Maxa zaczął rosnąć las



wtorek, 9 czerwca 2015

CICHO! WYBUCHNĘ SOBIE CICHO...

- Bo on mnie popchnął, ja mu oddałem, ale on mocniej i... i... Straaaaaasznie mnie teraz boli ręka!!!
- Trzeba się było nie zaczynać. A ty mu mamo nie wierz, on ściemnia, wcale go to tak nie boli. Drze się żebyś mu współczuła!
- A ja to widziałam, wszystko widziałam, widziałam jak się kłócili i wydaje mi się, że to MŁODSZY (lat 8)...
- Nie wtrącaj się!!!- Ryknęli na NAJMŁODSZĄ (lat 6) we dwóch, wyjątkowo zgodnie.
- Nie krzycz, KROPKA (do 2 lat kilku miesięcy brak). Nie możesz tego wyciągać. Tam masz swoje zabawki. KROPKA, nie możesz. Oddaj to. 
- Ale mnie bardzo boli! To nieprawda, co on mówi, że mnie nie boli. Bardzo mnie boli.
- Delikatny taki niby jesteś?! Ściemniasz, maluszka udajesz, mały dzidziuś...
- Wcale nie! Mamooooo...
- Ja chciałam tylko powiedzieć, że widziałam, nie chciałam się wtrącać, a oni na mnie krzyczą.

czwartek, 28 maja 2015

NA CO DZIEŃ

Czy ja mam jeszcze, o czym? Żeby tak po kilku tygodniach blogowej posuchy znowu o Dniu Mamy? Który to już raz na blogu obchodzę Dzień Mamy? Najchętniej obchodziłabym dookoła, z daleka, bo ja to najbardziej lubię moje nie-urodziny...

Dostałam lakier do paznokci! Takiego koloru to jeszcze nie miałam i pewnie bym nie miała, gdyby nie Dzień Mamy. STARSZY (lat 13) wybierał z kumplami, we czterech wybierali...: "Kupiliśmy takie, jakich jeszcze nie macie!"
- Jaki dostałaś kolor?
- Nie wiem, oślepił mnie! Ale ja mojej matce kupowałam na Dzień Mamy wściekle różowe szminki... Mam za swoje.

MŁODSZY obraził się cztery dni temu, bo znalazłam w plecaku...
- Mamoooooooooo, to nie jest szmatka! To dla Ciebie kwiatek uszyty, tylko nieskończony! To miała być niespodzianka!!!!! Miałem Cię poprosić o igłę, nitki i filc i skończyć miałem po kryjomu!
Do tej pory nie znalazłam  w domu igły... (Tak, nie szyję. Panicznie boję się igieł. Jestem jak ta królewna... Boję się, że zasnę, na sto lat. A może boję się, że się ukłuję, będzie bolało, a ze snu... znów nici.)
MŁODSZEMU przeszło, "odobraził się" ciut i dostałam gipsową płaskorzeźbę z bukietem kwiatów. 
- Najgorsze to było pakowanie! Szeleściło, szeleściło, a kokardę chciałem mieć czerwoną, a nie żółtą, ale pani oczywiście zrobiła mi na złość! Jestem przekonany, że powiedziała, że "nie bo nie", ale nie słyszałem, bo cały czas ta folia wszystkim szeleściła.
NAJMŁODSZA od dwóch tygodni zamykała się w pokoju, by poćwiczyć piosenki na występ. 
- Nie słuchaj mamo! Muszę kiedyś poćwiczyć, to będzie bardzo ważny występ. Muszę poćwiczyć, ale wszędzie podsłuchujesz! 


Występ był bardzo ważny, całkiem udany, mógł się tylko zacząć się pół godziny później. 
- Jadę już! Wystaw mi MŁODSZEGO na ulicę, zaraz go zgarnę, a Ty masz być 15.45 w przedszkolu. Już jadę!
Widzę, że stoją. STARSZY szarpie, MŁODSZY się odszarpuje. Parkuję. 
- A wy znowu...
- On mi kazał biec, a ja nie mogę się dziś przeciążać! Pan mi powiedział na basenie, że jak mi pod oczami zsinieje to do szpitala na prześwietlenie. A ten mnie popycha i pogania!
- Miałem paczkę dostarczyć, dostarczyłem. Nigdzie nie miał nalepki, że OSTROŻNIE, bo delikatne. Spadam. Do zo. 
- MŁODSZY, co się stało? Dobrze się czujesz? Możemy pogadać po przedstawieniu NAJMŁODSZEJ?
- Możemy, chyba że do tego czasu cały pod oczami zsinieję. 
- Co sie stało? Szybko, w kilku żołnierskich...
- STARSZY kazał mi się spieszyć, nie dał mi wytłumaczyć, że nie mogę. Nawet mi nie powiedział...
- MŁODSZY, co się stało na basenie, że miałbyś teraz sinieć?
- To było mamo tak... Wiesz, że ten nowy czepek mogę sobie zupełnie sam zakładać? Szkoda, że czepki chronią tylko przed zmoknięciem, a nie przed uderzeniem...
- MŁODSZY... Musimy już wchodzić do sali. Co się stało?
- Zuzia mówi, że w basenie unosiła się kałuża krwi, i że dobrze, że nie ma w basenie rekinów, bo one wyczuwają krew i po tobie!
- Gdzie się uderzyłeś?
- W basenie! Przecież mówię!
- Poddaję się! Wchodzimy! Opowiesz mi później.
- Rzuć tylko czasem na mnie okiem, czy nie sinieję...

NAJMŁODSZA cały czas kontroluje, czy na nią patrzę, nie sposób nawet ukradkiem rzucić okiem na MŁODSZEGO. NAJMŁODSZEJ to ja się czasem boję. Ona mi potem wyliczy, ile razy spojrzałam w bok, ile razy mrugnęłam, ile razy patrzyłam, "ale tylko udawałam". Ma rację, trzeba pilnować swoich interesów. Czworo ich, co chwilę ktoś komuś kradnie show...
KROPKA, największa fanka NAJMŁODSZEJ, a może też się jej boi (?), siedzi na krzesełku jak zahipnotyzowana. MŁODSZY siedzi ciut znudzony, ale nie siny, to najważniejsze.
Mama jest kochana, krząta się w kuchni od rana, zadumana, na obiad gotuje krokodyla, zawsze ma czas dla dziecka... Wolałabym śniadanie do łóżka, a krokodyla to pewnie kucharz w knajpce na drugim końcu świata najlepiej przyrządza, a czas..., a czasu chciałabym mieć też trochę dla siebie, nie że zawsze, czasami...




- Widziałaś? Słyszałaś? Zaśpiewać ci jeszcze raz? 
- Śpiewaj!- Korki, jakby wszyscy z przedstawienia NAJMŁODSZEJ wracali, niech śpiewa.
- Wy sobie podśpiewujecie, a kiedy ostatni raz spojrzałaś, czy nie sinieję?! 
- Mama, picie chce, ciacho bam, lala nie chce, brrrrrum nie chce, ciacho chce, ciacho bam.
- Możesz mnie jeszcze podwieźć do sklepu? Chciałbym zobaczyć, czy są te buty... 
- STARSZY, mam teraz wracać do centrum? Miałeś czas po szkole, mogłeś...
- Jasne, wycia przedszkolaków możesz całe popłudnie słuchać, ale mi to nie możesz poświęcić kilku minut! Dzień Mamy spóźniony o cały jeden dzień, bez sensu...
- Wczoraj miała grupa IV i II...- broni się NAJMŁODSZA.- Kochanaaaaaa mamooooo, gdy będę dużyyyyyyy... Tej piosenki dziś nie śpiewaliśmy, ale ją znam! To ci przyyyyywioooooozę...
- Nie całe popołudnie, ale raptem godzina. A ty mogłeś się odezwać wcześniej, albo iść sam.
- A ja jeszcze miałem po drodze powiedzieć w sklepie hasło, hasło z kart miałem powiedzieć. Obiecałaś mi!
- Jasne, i jego oczywiście zawieziesz! A mnie nie! Ja mam chodzić boso!
- Z samochodu do szkoły, ze szkoły do samochodu... Dałbyś radę.
- Mam jeszcze autobusem jeździć? Będziesz mi wypominać, że samochodem do szkoły jeżdzę? 
- Mamoooo, nie słuchasz!
- Mama, picie chce!
- Skręć na hasło! Pamiętaj!

Tu urywam. Coraz mniej o Dniu Mamy, coraz więcej o dniu mamy... O KROPCE, która nauczyła sie gadać i zna pierwsze zaklęcie: "ja chce", o NAJMŁODSZEJ, co by chciała być pępkiem, o MŁODSZYM, co to zderzył się z koleżanką w basenie, krew mu z nosa poleciała, ale nie sinieje, bo niby dlaczego (?), o STARSZYM, który dorasta, którego świat uwiera... 
("To nie on, to hormony. To nie on, to inwazja naładowanych testosteronem kosmitów. No dobra!!!! Jak chcecie, to sobie go weźcie!!! W kosmos z nim!!! Nie na zawsze, na kilkanaście miesięcy. Bo to przecież nie będzie trwało wiecznie. Nie będzie? Powiedzcie, że nie będzie?)

I jeszcze obowiązkowa wizyta u mojej mamy.
- Ja tylko mamo... Zaraz muszę...
- Usiądź. Herbaty? Kanapkę?
Nie ma jak u mamy... A u nas znów chleba brak. Przestawię budzik o kilka minut. Może zsinieję pod oczami i dadzą mi wolne, tak bez okazji, na co dzień...

czwartek, 14 maja 2015

JULEK, JULKA, CZERŃ I BIAŁE NIC

- I ty tutaj siedź, dopóki nie zjawi się yeti. Siedź i marznij. Nie ma zmiłuj. Chcesz spotkać yeti to siedź, a ja pójdę siku, a potem sobie chwilę poskaczę na trampolinie. Zawołaj mnie, jak przyjdzie. 
- Aaa... Kotki dwa... Szarobure obydwa... Aaaaaaaaaaa...
- Hej. Zimno ci?
- Nie, bo jestem pod kocem, ale MŁODSZY powiedział, że mam marznąć, więc udaję, że jest mi zimno. Lepiej żebym udawała bez koca, ale wtedy nikt by się nie domyślił, że jest zimno i że można zmarznąć. Aaa... Kotki dwa... Muszę śpiewać, żeby nie zasnąć, jak tak czekam i czekam...
- Na yeti? 
- Tak. Przyjdzie, zawołam MŁODSZEGO i zrobimy mu mnóstwo zdjęć do gazety!
- Do gazety?
- Tak! Żeby wszyscy wiedzieli, że yeti istnieje. Bo nikt mamo nie wierzy w yeti. Wszyscy wpadają w te wielkie ślady, ale nikt nie wierzy!!! Dziwne, prawda? I w smoki, i w ufoludki! Niedowiarki! Szkoda, że nie mogę poskakać razem z MŁODSZYM...
- Idź.
- Nie, bo się teraz bawimy.
- Czy ja wiem... On tam, ty tu...
- Bawimy się w czekanie na yeti.
- Ale ty czekasz, a on skacze...
- Bez sensu żebyśmy razem czekali. My nie umiemy razem siedzieć cicho. I yeti by usłyszał nasze gadanie i by uciekł... Ty ze mną teraz też nie gadaj!
- Widziałaś go?!- MŁODSZY przybiegł z ogrodu cały spocony.
- Nie.
- To teraz ja poczekam, a ty poskacz. Super zabawa, co? 
- Ekstra! I wcale się dziś nie kłócimy!

"Julek i Julka" 
Annie M.G. Schmidt, il. Friep Westendorp
Wydawnictwo Hokus-Pokus

WIEK: S (i ci, którzy tylko podsłuchują) 





czwartek, 16 kwietnia 2015

Nasza sąsiadka Siri

- Chciałabym mieć kota.
- Kota?
- Trzymałabym go pod łóżkiem, a czasem na łóżku i bym go... miała i przytulała, gdybym chciała.
- Przecież ty już masz kilka takich kotów pod łóżkiem. Dwie lalki, miś, pluszowy królik. Leżą, wystarczy wyciągnąć, otrzepać z kurzu i przytulić.
- Ale one nie żyją, nie ruszają się.
- To może i lepiej, skoro mają tylko siedzić pod łóżkiem i czekać, aż zechcesz je przytulić.
- I tak będę miała kota! Albo mi Święty Mikołaj przyniesie albo sobie znajdę i schowam pod łóżko. I już!


Czasem zaglądam pod łóżko. I wyciągam stamtąd koty kurzu i lalki, misie, pudełka, skarpetki, zeszyty, kredki... Kota w worku, kota-znajdy na razie nie znalazłam. 

- Mamo, masz sznur? Mocny, ale nie za mocny. Mógłby być niebieski, ale nie musi. Ale może masz niebieski?
- Mam wstążkę. Różowa czy żółta?
- Niebieskiej nie masz? Trudno.
- A co robicie?
- Bawimy się w pieska. Ja jestem panią, a MŁODSZY jest pieskiem, a KROPKA bruździ! Mogłabyś ją wziąć? 
- A nie mogłaby być... kotkiem?- Odpowiadam na maile, rozpakowuję zmywarkę, rozwiązuję ze STARSZYM zadania z matematyki, jeszcze mi tylko KROPKI tu brakuje.- Chciałaś mieć kotka!
- To powiedz jej, żeby leżała pod łóżkiem. Ona wszystko wyciąga, rozrzuca.
- Kotki już tak mają. Daj jej ten sznurek. 
- Ten sznurek to smycz dla MŁODSZEGO, bo on łazi sobie, gdzie mu się podoba.
Nie powierzę opiece NAJMŁODSZEJ kotka, psa, świnki morskiej, a nawet rybki (na pewno kazałaby jej pływać w kółko, zgodnie z ruchem wskazówek zegara). Jak sobie tylko pomyślę, o tych biednych zwierzątkach NAJMŁODSZEJ...
- NAJMŁODSZA!  Wypuść KROPKĘ z szafy!!!

"SIRI I NOWI PRZYAJCIELE"
Tina Nopola, il. Mervi Lindman
(Wydawnictwo Wilga)

WIEK: S



Siri chciała mieć rodzeństwo. Nic z tego. Chciała mieć psa. To nie to samo co rodzeństwo, ale zawsze coś. Ale jak tu znaleźć psa, który tak samo jak Siri jest samotny, nie ma przyjaciela, psa, z którym nigdy nie byłoby nudno? Rodzice mogą porozmawiać z Siri w "zagodzinę", a ona chce teraz! Może sąsiad odda jej swojego psa? Może na podwórku wałęsa się jakiś zagubiony czworonóg? Może ci trzej chłopcy pomogą Siri znaleźć przyjaciela?

Im więcej czytam skandynawskiej literatury dla dzieci, tym bardziej chcę tam być, żyć, tam wychowywać dzieci... I cicho sza! Nic nie wskazuje na to, bym się miała w najbliższym czasie przeprowadzać. Niech to będzie taka moja magiczna, sielska kraina, może ciut chłodna. Nie potrzebuję w tej chwili żadnych świadectw, relacji z dalekiej północy, które mogłyby zburzyć, albo co gorsza potwierdzić ten obraz. (Tak, najlepsze kryminały, że strach sie bać,  też pochodzą ze Skandynawii. Cicho sza!)



Pippi, Stina, Tsatsiki, tato, rodzinka Różyczków, Findus, Muminki, a od dziś rownież Siri, mieszkalibyśmy po sąsiedzku. Na obiad pierniczki, turbot, albo naleśniki. Szkoła? Jaka szkoła?! Zabawa od rana do nocy. Że czasem nie wypada? Nie wypada to kamyk z zamkniętej kieszeni i pomysł z głowy, gdy zatkać nos i uszy! (Tak mówi MŁODSZY, a MŁODSZY wie, bo sprawdzał.) I nigdy nie byłoby nudno. I smutno byłoby tylko chwilkę, by móc się przytulić i pocieszyć. I przyjaciół mielibyśmy najlepszych! Znamy ich, lubimy, lubimy robić to co oni. Czego więcej trzeba?!

- Ja nie wiem, ilu mam przyjaciół, tylu ich już mam!
- Nie można mieć tak dużo przyjaciół! Kilku masz nieprawdziwych, albo tylko trochę!
- Skąd wiesz?
- Bo przyjaciel to nie byle kto! Trudno jest być przyjacielem!
- Dlaczego?
- Przyjaciel, jak ty chcesz tańczyć na środku klasy, to..., to musi tańczyć też, albo chociaż klaskać, żeby ci nie było wstyd i głupio. 
- Jaś by na pewno nie tańczył i nie klaskał... Mam jednego przyjaciela mniej. Jutro mu to powiem! Że wcale nie jest moim przyjacielem tylko kolegą z przedszkola!



A w niedzielę 19 kwietnia w ramach spotkań z cyklu "CzekoCzytanie" przeczytamy jeszcze raz, wspólnie, ucho w ucho, książkę "Siri i przyjaciele". I zastanowimy się, kto to jest przyjaciel? Czy przyjaciel jest potrzebny? Jak znaleźć przyjaciela?
Do zobaczenia!