poniedziałek, 22 czerwca 2015

SAMOGRAJ CZY CAŁKIEM FAJNY SPEKTAKL?

"BAJKI SAMOGRAJKI"
Teatr Lalek Pleciuga
reż. Anna Augustynowicz

(w ramach 20. biennale sztuki dla dziecka)

WIEK: 7-12 (informacja z programu) czyli M (ciut może przyduże)



Stragan i feler-seler, Kopciuszek i Czerwony Kapturek, na deser entliczek pentliczek, a na widowni- ośmiolatki i starsi.
- Mamo, a ty się nie pomyliłaś? Może trzeba było zabrać ze sobą KROPKĘ? 
Brzechwa, wierszyki, dla maluchów rymowanki, a w programie- spektakl dla dzieci 7-12 lat.
Czy oni wiedzą co robią? 
Po jednej stronie aktorzy ubrani na czarno, na pustej scenie. Po drugiej stronie kilka klas z poznańskich podstawówek, dorośli tacy, okołodziesięcioletni, już wakacyjni ciut. 
To się mogło nie udać. To miało wszelkie podstawy by się nie udać, a się UDAŁO! 

zdj. Teatr Lalek Pleciuga

Jak? Dlaczego? Co? 

Po pierwsze rytm, melodia, ruch, zabawa.
Raz dziecięca wyliczanka, innym razem hip hop, a i opery ciut. 
Ruch podprządkowany rytmowi wiersza- sztywne, monotonne układy kroków "jak w marszu w kółko" i trochę "tańczenia w stukających butach", aż do precyzyjnej, ściśle podlegającej słowu choreografii w konwencji języka migowego (aktorzy migają wiersz, używając "uproszczonej" wersji języka dla niesłyszących, czytelnej dla dzieci). 
Zabawa słowem, wersem, brzmieniem i znaczeniem, ale...
- Wiesz mamo, że ja trochę znam się na perkusji i powiem ci, że to nie było takie łatwe umpa umpa, bum, bum, bam... To było dość skomplikowane, nie bardzo, ale dość. KROPKA mogłaby nie dać rady...
Nic dodać, nic ująć. 

Po drugie- opowiedzieć jak nigdy nie opowiadane. 
Przecież wszyscy znamy wiersze dla dzieci Brzechwy, znamy na pamięć, na wyrywki. Z  wydań na pożółkłym papierze, z ilustracjami Szancera. Z kartonowych książeczek z kiczowatymi obrazkami.
W spektaklu Teatru Pleciuga wierszyki stają się wierszami, oskrobanymi z pozłotki, otartymi z niemowlęcej śliny. 

Wierszowana bajeczka o Kopciuszku staje się liryczną, wierszowaną baśnią. Macocha i dwie siostry jak nieporadnie prowadzone marionetki, o gestach przerysowanych i kanciastych, głosach dobiegających spoza sceny. I Kopciuszek- ten na scenie ("Mamo, czy ona wie, że gra główną rolę, bo w ogóle jej nie widać.") i ten z boku- marionetka, prosty drewniany szkielet. ("Mamo, taki ma Bartek w domu. Do malowania. Można go wyginać i on udaje człowieka, można go sobie odpatrywać, a on w ogóle nie cierpnie.") 
- Dwa Kopciuszki? A może to jest jej marionetka, Kopciuszka-aktorki marionetka? Może ona zaraz chwyci za sznurki?
Jest, o czym myśleć... Jest, o czym rozmawiać...

zdj. Teatr Lalek Pleciuga
I "Czerwony Kapturek"... Tu, dla odmiany dzieje się dużo więcej. Czerwony Kapturek w czerwonej czapce z pomponem gra na gitarze elektrycznej, a energia i radość bije z niej taka, taaaaakaaaa... ("A ty byś się mamo nie cieszyła, gdybyś mogła tak sobie grać?!"), babcia, w której rolę wciela się aktor, myśliwy (trochę jak kowboj z westernu, coooo toooo muuuu się nieeee spieeeeszyyyy, i tylko ani się obejrzysz już dwururka przy gardle wilka). Od rapu do opery, od śmiechu do zgrozy... Wilk!
- Ja to myślałem, że jestem już za duży żeby się bać wilka. Straszny był i strasznie się bałem. 
I bój się synku, bój! Przyznaję, że ja też się bałam wilka w czerwonych okularach, czerwonych rękawiczkach, mieszkającego gdzieś w gąszczu blokowisk, zaczepiającego na czatach małe dziewczynki. Jego przetworzony komputerowo głos do tej pory mam w pamięci. (Fani StarWars podobno bez trudności rozpoznają w wilku samego Lorda Vadera! Bu!!!)
Bettelheim w pas się z zza kulis kłaniał, dzieci bez problemów odczytały współczesny morał płynący z baśni (nie, smrodku dydaktycznego nie wyczułam).

zdj. Teatr Lalek Pleciuga 

Wystarczyło na chwilę zapomnieć o Brzechwie z kartonowych, kiczowatych książeczek z poobgryzanymi rogami. Wystarczyło przywrócić wierszykom wiersza powagi ciut. Wystarczyło jednocześnie nie bać się klasyka, ze sztywnych, nudnych schematów wytrącić i dać mu nowe życie. (Uwaga!!! Nie potrzeba na to zgody konserwatora zabytków!) 

- To jest język migowy. Trochę się uczyłem... Ale fajnie jest "pietruszka" po migowemu.

"Kopciuszek" podbał się bardzo mi, a MŁODSZY uznał, że był trochę nudniejszy, nudniejszy od "Czerwonego Kapturka". 
- Bo ten Czerwony Kapturek to był taki nie-księżniczkowaty-balowo-bucikowy. Gra na gitarze, ma fajną czapkę i przeżywa przygodę, a Kopciuszek... Wiesz, mamo. Trochę nudy. Strojenie się, bale, ślub... To nie dla mnie. 
(To już wiecie jakie kobiety podobają się MŁODSZEMU.)

BAJKI-SAMOGRAJKI to tytuł książki Jana Brzechwy, tytuł spektaklu, ale...
- Że same się grają?
- Samograj? Tak kiedyś mówiono na urządzenia do odtwarzania muzyki, że same grały. A teraz mówi się tak na utwory-pewniaki. Jeśli chcesz mieć pewność, że uda się sprzedać wszystkie bilety na spektakl, koncert... to wystaw samograja.
- I to były takie samograje? Dużo sprzedali biletów? 
- Czy były? Nie wiem... Mam watpliwości...
- Wiem, samograj to dla KROPKI, bo ona lubi wierszyki, a ja nie lubię, wiec mnie trzeba było namawiać, żebym przyszedł i żeby mi się podobało... Bajki-samograjki, bajki-samograjki... Ale łatwo wpada w ucho, choć tytuł nietrafiony! Może raczej... "Czerwony Kapturek na gitarze i Wilk straszny". Długie? 
- Trochę długie.
- "Całkiem fajny spektakl" 
- Taki tytuł?
- Tak. A co? Jeszcze za długi?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz