Ile trwać będą wakacje?! Za krótko!!!
Ile mamy pomysłów?! Mnóstwo!!!
I choć dzisiaj miałam ochotę na słodkie lenistwo, nic-nie-robienie, bąków zbijanie, w nosie dłubanie, z boku na bok się przewracanie... No cóż. Ja i Oni, zupełnie inaczej wyobrażamy sobie pierwsze dni wakacji.
U Pana Drewienko zaopatrzyliśmy się we wszystko to, czego nie mamy w piwnicy, na strychu, w szafie. Listewki, deseczki, krótkie i długaśne, cienkie i grube. STARSZY uznał to za brak fantazji i luzu, ale ja tam do komody jestem przywiązana, a drewniane krzesła w jadalni uważam za całkiem przydatne i żadnego z tych przedmiotów nie oddam w ręce szalonych konstruktorów.
- A co będziecie robić?- zagaduje Pan Drewienko.
- Samochód, albo heliktopter. Mogłaby też być rakieta kosmiczna. Jeszcze tak do końca nie wiemy.
Pan Drewienko dorzucił nam paczkę gwoździ uniwersalnych (czytaj: idealnych do skonstruowania samochodu, helikoptera bądź rakiety kosmicznej) i kilka cennych wskazówek:
- uwaga na palce, bo młotek,
- uwaga na palce, bo piła,
- uwaga stopy, bo gwoździe,
- uwaga na pieszych, bo samochód,
- uwaga na ptaki, bo helikopter,
- uwaga na metoryty, bo rakieta kosmiczna.
Na ogrodzie rozstawiamy nasz warsztat.
Wzdycham sobie:
- bo ciężko,
- bo brzuch,
- bo nie tak miało być...
Zaczęło się wszystko od książki:
"NIEŹLE TO SOBIE WYMYŚLIŁEŚ, ALBERCIE"
Gunilla Bergström
(Wydawnictwo Zakamarki)
(OBRAZ = SŁOWO)
W książce Albert majsterkuje "pilnowany" przez tatę, bo "są dni, kiedy tata chce mieć spokój. Chce sobie poczytać gazetę, albo pooglądać telewizję, zamiast zajmować się Albertem." W książce Albert sam zbija z listewek skrzynkę-helikopter, stuka, puka w spokoju i piły nie rusza...
Ale w naszym ogrodzie jest inaczej.
- Mamoooo, pomóż.
- Mamo, tutaj trzymaj, tu wbij, a tutaj nie puszczaj.
- Mamo, umiesz mniej krzywo?!
W naszym ogrodzie są trzy młotki, a każdy trochę bardziej i trochę inaczej i już powód do kłótni. W naszym ogrodzie młotkiem stuka się tu i tam, nie zawsze prosto w gwóźdź. A piła? Piły też muszę pilnować.
Ale w przerwach między kłótniami bawimy się świetnie (trudno, skoro już i tak nie dane mi pczytać gazetę, to się chociaż pobawię).
- Teraz to wygląda jak buda dla psa, a myślałem, że to będzie telewizor. Tylko się taki trójkątny zrobił, więc jest jak buda psa.
- A ja mam helikopter!
- A jak ja sobie dorobię śmigło, to też będę miał helikopter. Bo w helikopterze najważniejsze jest śmigło.
STARSZY z MŁODSZY budowali solidnie, gwoździ wbijali i krzywili całe garście. Ja i NAJMŁODSZA podeszłyśmy do konstrukcji z większą nonszalancją i co za tym idzie, z szarą taśmą... No cóż. Krzywy gwóźdź i taśma, to działa! I lata!!!
MŁODSZY i NAJMŁODSZA latają po ogrodzie:
- Lecisz za mną? Uważaj na chmurki i gołębie!
- I gołębie kupy.- dopowiada STARSZY.
- Kupy?
- Tak. Jak Ci taka kupa w śmigło wpadnie to rozbryzg lepszy niż spod ogona hipopotama.
A gdy nam się złamała piła. I gdy już STARSZY nie dawał rady skakać po listewkach i łamać. Zrobiliśmy sobie wigwam. I gdy pozbijałam fakty: piła złamana i nie trzeba jej już pilnować, MŁODSZY i NAJMŁODSZA latają w przestworzach, a wigwam pusty... No właśnie. Gdy wbijałam ostatni gwóźdź...
- To ja zajmuję wigwam! Się napracowałem, teraz odpocznę.- I z wigwamu wystają tylko czerwone trampki.
No, nie ma to jak zaplanowane i konstruktywnie spędzane. A ten rozbryzg kupy gołębiej o śmigło przypomniał mi, jak sobie szłam pod drzewem we wrocławskim zoo i krowa na mnie narobiła - miałam brudne włosy, ramiączko plecaka, kupę w torebce na aparat, i plecak brudny z tyłu, dobrze, że nie był otwarty. ;)
OdpowiedzUsuńA ja się tak zastanawiam... Tyle już razy byłam z dziećmi we wrocławskim ZOO i ani razu nie widziałam tam krowy. Krowa na drzewie??!! Jak ona tam wlazła??!! ;)))))))
Usuń