- Hej! Jak minął dzień?
- Hj. Nc.
- A jednak coś! Pogubiłeś samogłoski!
- Brdz śmszn.
I już go nie ma. Słychać jeszcze echo tupotu butów na schodach. W jadalni zostały: rzucony w kąt plecak i kurtka na stole.
- Buuutyyy! Prosiłam Cię, żebyś nie wchodził w butach na górę!
Tak, oczywiście. Mogłabym nie zadawać tych głupich pytań. "Jak minął dzień?" albo jeszcze lepiej "Co w szkole?". To pytania-samobóje, wiem, ale...
- Hej!
- Hej! Znowu nie masz dla mnie czasu? Nawet nie zapytałaś, co w szkole! Pewnie! Bo jak dostaję w szkole piątki z kształcenia to już nie zapytasz! Ty tylko pytasz, jak mam głupi dzień! Jak dobry, to już nie masz czasu!
I już go nie ma. Słychać echo tupotu butów na schodach. W jadalni zostały: rzucony w kąt plecak i kurtka na stole.
- I butów nie zdejmę!!!
Próbowałam obserwować, przewidywać. STARSZY wyskakuje z samochodu, plecakiem rozgarnia młodsze rodzeństwo na boki, krok ma zdecydowany, pierwszy dopada do drzwi... Możliwości niestety są dwie, STARSZY spieszy donieść, że: dzień miał "ekstra superowy" albo "hj, nc". I co? Zagadać czy z drogi zejść?!
Początkujący nastolatek i początkujący rodzice nastolatka. Mieszanka wybuchowa, liczne otarcia i gardeł zdarcia, rollercoaster, w górę i w dół.
Z dziecka na żelki przepoczwarzył się w podrostka na prąd, bo po cóż innego szukałbym z takim zaangażowaniem ładowarki?! Przecież to niemożliwe, że naładowanie telefonu miałoby być ważniejsze niż obiad.
- STARSZY, lekcje zrobione?
- No jeeeeeejuuuuuu...
- Wykąpałeś się już?
- Wrrrrrrrrrrrr...
- A wiesz, że ta nowa aplikacja jest super. Zobacz, tu ma taką możliwość, że jak kliknę to tu się... Widzisz! Rewelacja! Chcesz? Też Ci taką ściągnę!
- Oczywiście. Ściągnij mi.
Będę miała taką samą aplikację jak mój syn! Dinozaur i on, matka z synem, wspólna aplikacja. Co rodzina to rodzina! Juuuuupi.
- A gdzie masz telefon?
- Nie wiem...
- Spoko, zadzwonię do Ciebie!
- Ale chyba możesz mi powiedzieć normalnie, nie musisz ze mną w domu gadać przez telefon.
- Mamo, ja tylko chcę znaleźć twój telefon.
- No tak.
Wygłupiłam się, ale on już jest do tego przyzwyczajony. Powiem więcej, jest nawet dla matki bardziej wyrozumiały, odkąd się dowiedział, że jak byłam dzieckiem to nie było telefonów komórkowych.
- Mamoooo, ale ty masz telefon wyłączony! Masz rozładowaną komórkę!?- I wzrok ma taki, jakby mi rozrusznik serca siadł, a nie telefon.- Znowu?! Nie dodzwonię się do Ciebie. Trzeba poszukać inaczej. Jest taka strona internetowa, na której można zobaczyć, gdzie jest twój telefon.
- Synku, daj mi się zastanowić... Chyba jest w łazience, w koszyku, obok suszarki.
- Jesteś mamo z innej planety...
Połączenie kuchnia - pokój STARSZEGO, za pomocą "ekstra kominukatora":
STARSZY: :)
MAMA: Zrobiłeś lekcje?
STARSZY: :(
MAMA: Min nie rób, lekcje rób!
STARSZY: :P
Telefon się ładuje. Jesteśmy cały czas "aktywni", "w zasięgu", "dostępni".
- A czy nie ma tam u ciebie, w tym telefonie, aplikacji "jutro sprawdzian z historii"?
- Na pewno się coś znajdzie. Taki program do planowania dnia, kalendarz z alarmami, ustawieniami, kiedy się zacząć uczyć... Tylko wiesz, mamo, nim ja go ściągnę, pozapisuję wszystko, poustawiam... Napisałaś mi przecież kartkę, wisi nad biurkiem, pamiętam.
Okazuje się, że technika techniką, ale to JA jestem najbardziej niezawodną aplikacją mojego syna:
- Wykąp się!
- Spakowałeś matmę?
- Tu są twoje nuty!
- Prosiłam Cię, żebyś się wykąpał!
- Idź już spać, bo jutro nie wstaniesz! Jutro budzę cię o 6.30.
I w końcu wpadam na genialny pomysł.
SMS do STARSZEGO: Jak minął dzień?
STARSZY nie odpowiada, zaczepiam jeszcze raz.
SMS do STARSZEGO: Co u ciebie? Co w szkole?
Nic.
Po 15 minutach wysiada z samochodu, plecakiem rozgarnia młodsze rodzeństwo na boki.
- Wysłałam Ci dwa SMSy, nie odpowiedziałeś.
- Szkoda kasy, skoro się mieliśmy za chwilę zobaczyć.
- No tak. To jak minął dzień? Co w szkole?
- Nc.
Czasem da mi STARSZY znać, że nie jestem mu tak całkiem obojętna, że pamięta o swoim najstarszym modelu, przestarzałej aplikacji. Pozostaję wciąż w jego zasięgu, czasem podładuje mi baterię:
- Mamoooo, przyjdziesz się do mnie przytulić!
- Pędzę synku, pędzę! ...
:) A ja myślałam, że tylko my sobie nie radzimy z wczesnym nastolatkiem. W sumie miło poczytać, że nie tylko my. Spróbuję patentu z esemesem. Może zadziała.
OdpowiedzUsuńMoże raczej "tłituj” do niego, albo mu "lajknij" cośpod postem ;)
UsuńNa szczęście nie funkcjonuje jeszcze tak głęboko w wirtualu, także w tej dziedzinie póki co ja jestem górą. ;)
UsuńNo tak, nikt nie lubi, jak go się pyta 'Co słychać?', jak jest kiepsko. ;) Nie wiem, każdy z nas był nastolatkiem, a zachowujemy się, jakby to była dla nas taka nowość. ;)
OdpowiedzUsuńTa historia musi się powtarzać... STARSZY da kiedyś popalić swoim dzieciakom, a oni jemu, a ja będę mogła powiedzieć: A NIE MÓWIŁAM!!! (Już się nie mogę doczekać!) ;)
UsuńDo nastolactwa jeszcze nam daleko, ale jeśli chodzi o liczbę zapytań, to ja się czuję jak Domowy Gugiel... Dokładnie takie samo oczekiwanie na odpowiedź/poradę/diagnozę i dokładnie takie samo rozczarowanie i oburzenie jak odpowiedź jest niesatysfakcjonująca lub, co gorsza, wyskakuje jakiś error...
OdpowiedzUsuń