środa, 21 maja 2014

O MATKO! DZIEŃ MATKI! ŚWIĘTUJĘ OD DZIŚ!

NAJMŁODSZA od trzech tygodni chodzi po domu i brzęczy coś pod nosem.
- Uuuuupssss... Zapomnisz to mamo? Musisz zapomnieć, bo to miała być tajemnica. 
- Zapomnę. Już zapomniałam. 
NAJMŁODSZA przygotowuje się do Dnia Mamy i Taty w przedszkolu.
Czas najwyższy, żebym i ja się przygotowała. Najlepiej się wygadać, oswoić lęki, zagadać traumę. 

Zaczyna się. Dziś świętuję w grupie przedszkolnej NAJMŁODSZEJ, jutro u STARSZEGO wielki dzień. Znowu się nie wzruszę, ale na pewno się spocę. Od wczoraj upały. Matko Naturo! I Ty przeciwko mnie?! (Przecież się starałam. Robiłam i dawałam się robić... w smoka. Czworzyłam się i tworzyłam.)
Sala NAJMŁODSZEJ zmieni się na dwie godziny w puszczę amazońską. Woda skraplać będzie się na szybach i pod pachą sąsiada, próbującego utrzymać równowagę na krzesełku jednego z dwudziestupięciu krasnoludków. Zabójcza mieszanka perfum nieco nas znieczuli. I tylko w domu potem ból głowy i kac. 

Usłyszę o tacie, który dla ochłody zabierze dzieciaki na lody i o mamie, która jest kochana, zawsze o wszystkim pamięta, ugotuje, wycałuje, nigdy sie nie gniewa, zawsze uśmiechnięta. Ewentualnie, gdy już zacznie opadać z sił, dostanie mama wielbłąda i małpkę do pomocy. Będzie też piosenka o wiośnie i niedźwiedziu. (Nie pytajcie... Zapchaj-dziura albo... Nawet niedźwiedź ma mamę, wiosna zresztą też! Prawda? Matko Naturo?! Tfu!) 
Wierszyki przedszkolne są nieśmiertelne. Żadna moda, żadna ideologia się ich nie ima. Na przedszkolnym dywanie (nie zabrudzić!) jesteś mamą i tatą. Nie masz zawodu, światopogląd masz jeden jedyny i słuszny: jestem gotów zawalić wszystko, byle tylko zdążyć na 15.00 do przedszkola, to moje święto, jestem szczęśliwy, wzruszam się, nie jest mi duszno, to emocje. Repertuar przedszkolaka musi się rymnąć, musi być w rytmie, musi być głośno. Pamiętajcie dzieci, otwieeeeeraaaamyyyy szeeeerooooko buzieeeee i głośnooooo (!!!). Nie słyszę! Głooooośnoooo (!!!). Spokojnie. Czego nie usłyszę, tego się dopatrzę. Bogata choreografia, pokazywanki okraszone obrotami i dygami. 

Ale żeby nie było... Świat nie stoi w miejscu. Mamy już XXI wiek. Słowa klucze: projekt, integracja, kreatywność (byle nie zaplamić dywanu!!!). 
Będziemy razem tańczyć. 
O ile pamiętam... Słabo pamiętam, bo albo w ciąży, albo karmię, albo nie ma z kim dzieci zostawić... O ile cokolwiek pamiętam, to tego typu tańce publicznie to tańczę tylko wtedy, gdy jest szansa, że rano nie będę pamietać... Na przedszkolnym dywanie wszyscy równi, wszyscy zmamusieni i ztatusieni, wszyscy w skarpetkach (dywan!!!).
Będziemy razem tworzyć. Wyklejać, wycinać, rysować, lepić... 
Miniaturowe stoliki, miniaturowe krzesełka. Garnitury, brokat, kredki bambino. "Ślicznie, córeczko! Ty rysuj, tatuś zdjęcia będzie robił." "Tak? Słucham? Nie mogę teraz, jestem w trakcie kończenia bardzo ważnego projektu." "Synku, tak nie może być! Równiutko, mama Ci pomoże... Równiutko... Daj, mama to może lepiej zrobi za Ciebie."
Panie będą się przechadzać. Jest czas na small talk. Czy córka zjada warzywa? Czy synek śpi? Czy lubi śpiewać? Czy się dzieli zabawkami?

Będziemy się częstować kawą z termosu i ciastkami, z których czekolada spłynęła po trzeciej piosence. Zamienię słowo z mamą Jasia, który "ma zawsze babole pod nosem i pluje ziemniakami", że przystojniak z niego w tej koszuli w prążki. Zaczepi mnie mama Zosi, że KROPKA już taka duża i czy jestem za tym, by dzieci na Dzień Dziecka dostały "lalki i samochodziki, czy wszyscy po równo czekoladę". Pomylę Kasię z Ewką. NAJMŁODSZA będzie ciągnęła mnie za rękę, bo chce  jeszcze zostać, MŁODSZEGO od ciastek będzie już bolał brzuch, będzie wisiał na moje nodze. Ja z mokrą plamą na brzuchu (KROPKA zaśnie podczas wyklejania, przyklejona do mnie na małpkę.), nie mogąc pozbyć się natrętnej myśli, że na jedną mamę powinno przypadać jedno dziecko będę chciała... NIC.

Pojutrze będzie podobnie, ale piętro wyżej, w sali MŁODSZEGO, czuć już powiew wolności. To już ostatni przedszkolny Dzień Mamy i Taty w przedszkolu. MŁODSZY jedną nogą jest już w szkole. 

Wygadałam się, wyplułam to z siebie. Teraz już nie może być gorzej. Chyba, że nie znajdę miejsca od zaparkowania w promieniu kilometra. 

1 komentarz:

  1. U nas w tym roku debiut. Żłobkowy. Co tam zdążyć na 15:00. Trzeba wziąć urlop i przybyć na 10:00. To moje święto. Nie idę do pracy. To przecież oczywiste. ;)

    OdpowiedzUsuń