(Storia di un Bambino e di un Pinguino)
Teatro Telaio (Włochy)
- To będzie prosty spektakl.- MŁODSZY po prostu wie.
- Tak?
- Tak. Prosto się nazywa. Wszystko wiadomo. Będzie dziecko, będzie pingwin...
- I co dalej?
MŁODSZY zastanawia się, czy zna jeszcze jakieś pingwiny. Ja mu nie podpowiadam. NAJMŁODSZA w ogóle go nie słucha, obserwuje przedszkolaki stojące w parach przed wejściem na widownię:
- Dlaczego oni mają plecaki? Będą tu odrabiać lekcje?
- Pewnie mają w plecakach coś do picia, coś do jedzenia...
- To będzie tak długo?! A Ty masz prowiant, czy umrzemy z głodu?!
MŁODSZY nadal wylicza, a prosta opowieść powoli zmienia się w gigantyczne widowisko ze stadem pingwinów:
- I jeszcze pingwin, który liczył gwiazdy... A teraz dziecko! To będzie dziecko-chłopiec czy dziecko-dziewczynka, czy takie zupełnie-małe-wszystko-jedno.
- Chłopiec. A co to znaczy "wszystko-jedno".
- To znaczy, że takie małe dziecko to nieważne, czy jest chłopcem czy dziewczyną, ważne żeby było zdrowe.- MŁODSZY przefiltrował przez siebie babcino-ciocino-sąsiedzkie mądrości okołociążowe.- Chłopiec... No to...
Na szczęście wpuszczają już nas na widownię. Kto na kolana, kto z prawej, kto z lewej, kto chciałby bliżej, kto z drugie strony, komu niewygodnie, kto musi jeszcze siku... Wszystkie te ważne sprawy trzeba załatwić w ciagu kilku minut i nie ma już czasu na dalsze wymienianki i rozwikłanie tej bardzo prostej opowieści.
MŁODSZY miał trochę racji. Spektakl jest prosty. Dwoje aktorów, prosta scenografia (dwie ściany pomalowane tablicową, czarną farbą, ławeczka), proste rekwizyty (radio, kaczka do kąpieli, biała kreda, parasole, duuuuużo parasoli) i walizko-książko-łódka (prosta, tyle że wymienianka, w stylu MŁODSZEGO). Wreszcie prosta opowieść. Chłopiec i pingwin, który jest smutny, bo się zgubił, bo jest sam (?, tak, tak, znów wymienianka). Wyprawa na biegun południowy (mapa, pakowanie, burza). Dotarcie do celu, pożegnanie i znów smutek, samotność. Na koniec wielkie szczęśliwe buuuuuum!!!
Spektakl jest adaptacją książki Olivera Jeffersa pt. "Chłopiec i pingwin". Książka nam znana, książkowy pingwin znalazł się na liście-wymieniance MŁODSZEGO.
- Troszkę to znam.- szepnął mi na ucho MŁODSZY w połowie spektaklu.
NAJMŁODSZA już w pierwszej minucie też trochę znała, ale trochę inaczej:
- Mamo, mamo! Wally! I znów się chowa! Tam jest! Widzę go!
Rzeczywiście, aktor grający chłopca, choć swoim strojem nawiązuje do książkowego pierwowzoru, to łudząco przypomina zupełnie inną postać, Wally'ego ("Where's Wally?") znanego z filmów i książek (bluza i czapka w biało-czerwone paski, okulary w grubych czarnych oprawkach).
- Ile było tych parasoli! I każdy z niespodzianką! Jeden kropelkowy, jeden śniegowy, jeden rybkowy...
- I ta łodź! Wytrzymała burzę! Pewnie radio zmokło.
- Ale mieli parasol.
- Parasol w czasie burzy to bzdura. Tylko ręka boli od trzymania.
- Ale gdzie oni będą teraz mieszkać? Na biegunie czy u Wally'ego?
No cóż, znowu trzeba będzie szukać Wally'ego...
PO LINKACH DO KŁĘBKA:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz