Za oknami ciemno... Ja wiem, że to nie mogło stać się nagle, że wczoraj musiało być trochę ciemno, przedwczoraj bardzo szaro, przedprzedwczoraj... - To ja może się koło Was położę... Prześpimy, zaśpimy... Byle do wiosny...
- Wstajemy. Dzieciaki, trzeba wstawać, dalej!
Jest jak co dzień. Piętnaście minut wcześniej siebie przekonywałam, że już naprawdę trzeba wstawać, że włączanie kolejnej drzemki w budziku nie ma najmniejszego sensu, że to mało wyrafinowana forma tortury. Teraz próbuję odkleić od poduszek potargane, zaspane głowy dzieci.
- Ani chwili dłużej. Uwaga, podnoszę rolety. Uwaga, uwaga! Staje się jasność...- I tu cały plan wziął w łeb. Za oknami ciemno... Ja wiem, że to nie mogło stać się nagle, że wczoraj musiało być trochę ciemno, przedwczoraj bardzo szaro, przedprzedwczoraj...
- To ja może się koło Was położę... Prześpimy, zaśpimy... Byle do wiosny...
Przyroda nie znosi próżni. Dosłownie kilka sekund po mojej abdykacji ze stanowiska nadwornego budzika STARSZY przejmuje dowodzenie:
- Mamo, mamo! Nie wygłupiaj się. Umówiłem się z chłopakami, że przed lekcjami wymienimy się komiksami. Muszę być choć pięć minut wcześniej. Maluchy, ubierać się!
- STARSZY, bądź człowiek. Jaką masz pierwszą lekcję?
- Mamo, a co to za różnica?! Nie o lekcje chodzi, tylko o ten komiks z Garfiledem, który mi Maks obiecał. I chyba dzisiaj kalosze. Deszcz zaczął padać.- STARSZY nie miał litości.
- Rany... Nieeeee... STARSZY, ja Ci popłudniu kupię pięć komiksów z Garfieldem, tylko odpuść... Idź spać...
- Taaaak, a popołudniu mi powiesz, że obietnice składane na śpiocha się nie liczą. Nie dam się nabrać. Idziemy.- Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek STARSZEGO wyciagała z łóżka ciągnąc za nogi. Kto go tego nauczył?
- Dobra, dobra. Wstaję, ale jak się okaże, że Maks dziś nie przyszedł na pierwszą lekcję to nie miej do mnie pretensji. Założę się, że poł klasy przyjdzie dopiero na drugą.
- No co Ty! Maks przyjdzie, bo Julek da mu ten komis, który tydzień temu pożyczył od Grzesia, a Grześ chce ode mnie ten ze Spidermanem i... Wiesz mamo, my mamy zasadę: Nie ma Cię, tracisz kolejkę. Wszyscy będą!
Przy śniadaniu maluchy biją rekord w pochłanianiu kanapek na czas. Nie mogą się doczekać... kaloszy i kolorowych parasoli. Wyprawa w kaloszach z dumnie rozłożonym parasolem nad głową to nie lada atrakcja. Nawet jeśli w grę wchodzi tylko kilkumetrowy dystans z domu do samochodu i drugi- z samochodu do przedszkola.
- Różowe kalosze, lubię różowe kalosze- NAJMŁODSZA aż cała podskakuje na krześle, a ja siorbię kawę.
- A popołudniu pójdziemy na kałuże!? Mamo, pójdziemy?- kiwam potakująco głową w kierunku MŁODSZEGO, przyklejona do jedynego przedmiotu, który choć trochę mnie dziś rozumie- gorącego kubka z kawą.
- A wieczorem będzie się wreszcie można bawić w chowanego z latarkami! Nie trzeba będzie opuszczać rolet, tak będzie ciemno! Mamo, będzie ciemno?! Zdążymy się pobawić latarkami?
- Obawiam się, że tak...
- Suuuuper!!!- zakrzyknęła zgodnie cała trójka. I nikt nie słyszał mojego cichego, jesienno-szarego westchnienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz