Na jutro: znaczek na list, dwie marchewki, 7 złotych na teatrzyk, 10 złotych na wyjście do muzeum, coś zielonego na dzień zielony, biała koszula na koncert, zgoda na znaczek i koperta na wycieczkę (??!!). Nie zapomnij: zajrzeć do dzienniczka i na stronę internetową przedszkola. I nie udawaj, że jesteś zaskoczona. To Twoje dzieci! Zainteresuj się! (Sklep nocny z kawałkami szmatek i drucikiem na pewno gdzieś jest!) Nie poddawaj się! Aaaaaaaaaaaaaaaa!!!
- Proszę pamiętać. Na jutro potrzebne będą dzieciom drewniana łyżka, kolorowe koraliki, włóczka, kawałek materiału, tylko nie jakiś szarobury, proszę czegoś poszukać. - recytuje pani nieco znudzonym głosem.
- Ale... A to gdzieś jest zapisane?
- Nie, nie zdążyłam napisać, zresztą i tak nie byłoby gdzie powiesić.
- Drewniana łyżka, włóczka?
- Drewniana łyżka, kolorowe koraliki, włóczka, kawałek materiału, tylko nie jakiś szarobury, proszę czegoś poszukać. - powtarza pani i odchodzi, dając w ten sposób do zrozumienia, że kolejnej podpowiedzi nie będzie.
- Dobrze, dziękuję.- A w myślach powtarzam: drewniana łyżka, kolorowe koralik, włóczka, kawałek materiału, tylko nie szarobury... i szukam kalendarza w torbie.
- Mamo, a Franek dzisiaj bawił się ze mną samochodami, a jutro będziemy robić lalki z drewnianych łyżek, chyba że rodzice znowu zapomną przynieść potrzebnych rzeczy. Tak pani powiedziała.
Schodzimy piętro niżej po NAJMŁODSZĄ.
- Zobacz, mamo! To mój rysunek! Zobacz! Zobacz!
- Wspaniały! I jakie ostre igły ma ten jeż!
- I jabłko ma! Widzisz?
Widzę, widzę tablicę ogłoszeń wiszącą obok.
Jutro dzień czerwony. Proszę ubrać dzieci na czerwono.
Proszę pamiętać o dostarczeniu chusteczek higienicznych do przedszkola.
Opłata za angielski: 20 złotych.
W przyszły piątek fotograf zrobi dzieciom zdjęcia: ubierzmy dzieci schludnie.
- Jabłko? Tak, tak, widzę. Wkładaj buty, a ja wyciągnę kalendarz.
Pod szkołą do samochodu wskakuje STARSZY.
- Zapomniałaś mi na dzisiaj dać 7 złotych na teatr, a jutro muszę mieć jeszcze 10 złotych na muzeum. Nie. To dzisiaj zapomniałaś mi dać 10 na muzeum, a jutro 7 na teatr. A może dzisiaj 7 na muzeum, a jutro 10 na teatr?
- A czy to ma jakieś znaczenie??!! Dam Ci jutro 17 złotych. Ty je dasz pani i tyle!
- Nie denerwuj się. To Ty chcesz zawsze wiedzieć na co chcę pieniądze, a teraz łatwą ręką dasz pani 17 złotych i nawet nie wiesz na co?
Pod domem orientuję się, że zapomniałam podjechać do sklepu po drewnianą łyżkę, kolorowe koraliki, włóczkę, kawałek materiału, tylko nie jakiś szarobury... Trudno, trzeba będzie zrecyklingować coś z zasobów domowych.
- Mamo, zaśpiewam Ci piosenkę. Pani prosiła, żebyśmy uczyli się śpiewać w domu z rodzicami, bo inaczej damy plamę na przedstawieniu. A jaka będzie ta plama?? - krzyczy MŁODSZY, próbując oderwać mnie na chwilę od grzebania w czeluściach szafy.
- Mózgi z przegrzania wyleją się wam na podłogę. - STARSZY znów daje popis kreatywności w stylu a la STARSZY.
- A to będzie bolało??? Będzie gorsza plama niż po kakao?
- Znalazłam!!!- cała czerwona wyskakuję z szafy z koralikami, które dostałam kiedyś od jakiejś cioci i kawałkiem materiału, zupełnie nie szaroburym.
- Będę jutro robił lalkę! Będę jutro robił lalkę!
Wieczorem rozwiązuję ze STARSZYM zadania z matematyki, prasuję koszulę na szkolny koncert i czerwoną koszulkę do przedszkola dla NAJMŁODSZEJ.
- Mamo, jeszcze dzienniczek.
- Gada na lekcji, a na dodatek nie ma odrobionych zadań domowych. Proszę przynieść na jutro papier kolorowy, blok techniczny, brokat, koraliki, wstążki. - czytam z żelazkiem w ręce.
- Aaaaaaaaaaaaaaaa!!!
- Cicho, obudzisz maluchy. No trochę gadałem, ale tylko trochę i uważam, ale to oczywiście tylko moje zdanie, że wcale na tę uwagę nie zasłużyłem. A zadanie domowe? Mamo, gdybym nie gadał to by mi Pani nie zajrzała do ćwiczeń. Nieszczęścia chodzą parami. Nie przejmuj się. Jeszcze wyjdę na ludzi.
- Ale o czym ty mówisz? Skąd ja teraz wytrzasnę brokat i wstążki???!!!
Rano czuję się jak po ciężkim nocnym kuciu do bardzo trudnego egzaminu. I wiem, że jestem przygotowana, że żadne pytanie mnie nie zaskoczy.
NAJMŁODSZEJ zostawiam na policzku ciepłego buziaka, coby go starczyło do popołudnia i patrzę jak wchodzi do sali w czerwonych spodniach i czerwonej koszulce. (A mama Jasia zapomniała, nie żebym się czepiała, ale...)
Na górze MŁODSZY zmienia buty, w ręku trzyma torbę ze swoimi skarbami, półproduktami do wykonania jedynej w swoim rodzaju lalki. Jeszcze ostatni przytulas i odprowadzam MŁODSZEGO do sali, w której wszystkie dzieci... ubrane są na czerwono.
- Na tablicy wisi informacja, że dziś jest dzień czerwony, nie widziała pani?
- No cóż, dałam plamę, ale za to mamy drewnianą łyżkę, koraliki, włóczkę i kawałek materiału, tylko nie jakiś szarobury...- próbuję jakoś się zrehabilitować.
MŁODSZY stoi obok i przygląda mi się bardzo uważnie:
- Mamo, a kiedy Ci się mózg przegrzeje i wyleje na podłogę?
- ????
- Czekam aż dasz plamę, sama mówiłaś. No dalej...
Jest godzina 9.00. I już zdążyłam dwa razy dać plamę. To znaczy raz dać, a raz nie dać..., ale wyszło na to samo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz