Gorączka- raz nam zimno, raz gorąco. Katar- czerwone nosy, stosy chusteczek, brudne rękawy (przecież nie zawsze chusteczka jest w pobliżu). Kaszel- gdy zaczynamy kaszleć we troje brzmi to naprawdę doniośle. Lekarstwa- mam wrażenie, że leków niesmacznych, gorzkich, koloru nijakiego już nie produkują. Chorujemy, nic takiego. Najgorsze jest to, że zostaliśmy zamknięci we troje w domu na kilka dłuuuugich dni. Ja i oni. Oni i ja. On i my. Ona i my.
DZIEŃ 1.
Kanapa. Nasza aktywność ogranicza się do kichania, pociągania nosem, pojękiwania, kaszlenia i chrząkania. Heroicznym wysiłkiem jest wyprawa do toalety. Ja muszę jeszcze co jakiś czas uzupełniać poidła, czytać na głos wciąż te same cztery książki, wymieniać płyty z bajkami w odtwarzaczu.
I tak polegujemy sobie, prawie nie zauważając obecności nieszczęśników dzielących z nami kanapę, chyba że akurat kaszlą zagłuszając bajkę.
DZIEŃ 2.
Kanapa, niby ta sama, ale wszyscy mamy wrażenie, że trochę się skurczyła. Łokieć NAJMŁODSZEJ wbija mi się między żebra. MŁODSZY pochrząkuje bez przerwy, co zaczyna mnie irytować. Czytam po raz setny te same literki, z tych samych zdań, z tej samej książki i już wiem, jestem przekonana, że druk powinien blaknąć po każdym kolejnym przeczytaniu, strony rozpadać się, znikać. Niech ktoś po prostu zabierze ode mnie te przeklęte książki.
Dzieciaki też zauważyły już swoją obecność na dwóch końcach kanapy. Jeszcze nie mają cierpliwości i ochoty na planszówkę, rysowanie, lepienie z plasteliny. Już nie mają ochoty na bezczynne polegiwanie. Zostało im więc tylko jedno:
- Nie kaszl tak. To mi przeszkadza.- zaczepia MŁODSZY.
- On mówi, że mam nie kaszleć. Ty nie kaszluj! (sic!)- z drugiego końca kanapy charczy NAJMŁODSZA.
- Nie patrz na mnie, bo masz brzydki, zasmarkany nos!
- Ty masz zasmarkany!
MŁODSZY zamaszystym ruchem wyciera nos rękawem:
- Nie mam!
DZIEŃ 3.
Czasem nawet wyjątkowo przeziębione leniwce muszą zleźć z kanapy. Na podłodze rozkładamy wielki arkusz papieru, malujemy zasmarkane potwory, kichające mrówki i kaszlące kameleony.
- Ona mi porysowała! NAJMŁODSZA zniszczyłaś mój obrazek! Głupia jesteś!- i by podkreślić powagę sytuacji MŁODSZY uderza zieloną kredką siostrę w głowę.
NAJMŁODSZA w dzikim szale bazgrze pomarańczową kredką po papierowym terytorium MŁODSZEGO i na koniec rzuca w brata narzędziem zbrodni.
DZIEŃ 4.
- Przeproś siostrę. Nie wolno nikogo bić. Przeproś.
- Nie przeproszę. Nie lubię jej.
- Przepraszam. - wyrywa się zupełnie niespodziewanie NAJMŁODSZA.
- Ty nie przepraszaj! Ja miałem przeprosić, nie Ty!
- Przepraszam, przepraszam, przepraszam- charakterna jest ta moja NAJMŁODSZA.
- Nie przepraszaj! Cicho! Mamo, ona mnie przeprasza! Mamooooo...
DZIEŃ 5.
Obydwoje zbiegają ze schodów do jadalni. Tak, tak. Zbiegają. To ta najgorsza faza. Jeszcze chore, ale już nie obłożnie chore. Jeszcze na wolność nie można wypuścić, a już miotają się wściekle po klatce.
NAJMŁODSZA zaczyna:
- Mamo, on mnie uderzył.
- Ale to Ty mnie pierwsza uderzyłaś.
- Nie, Ty pierwszy uderzyłeś.
- Nie, nie zmyślaj. Ty mnie pierwsza uderzyłaś. Tutaj.
- Nie, ty uderzyłeś!!!- i zaczynają się bić od nowa. Niestety nie zauważyłam, który zaczął.
DZIEŃ 6.
- Nie mogę. Już naprawdę nie mogę. Nie mam do Was cierpliwości. Nie mogę już słuchać Waszych ciągłych kłótni. Nie chcecie się w nic bawić. Żaden mój pomysł Wam się nie podoba. Sami wymyślacie tylko bzdury. Nie mogę. Mam dość. Dość! Dość!! Dość!!!!
- To może poczytamy..?
- To jest dobry pomysł, MŁODSZY.
Nie wierzę, że to powiedziałam...
Ta, znam to. Jak 'moje' Szkoduny zaczynają chorować, to jakby ich nie było. A jak zdrowieją to oszaleć można. ;)
OdpowiedzUsuń