piątek, 31 sierpnia 2012

PROSTE ZASADY GRY


Podczas nocnych podchodów do łazienki ostrożnie stawiaj stopy. Nadepnąłeś na piszczącą zabawkę- przegrałeś. Usypiasz dzieci jeszcze raz. Przecież to jasne! A zabawę w "Ja chcę to samo, co Ty!" Znacie? Nie?! To może jesteście z innego... miasta?!

- Kolacja! Dzieciaki, na dół!
- A gdzie mogę usiąść?  Nie chciałabym zająć komuś miejsca.- pyta Gość z innego miasta.
- Nie, nie przejmuj się. Siadaj, gdzie chcesz... Właściwie, kto pierwszy ten...
- Ja siedzę obok mamy!- MŁODSZY zdecydował się porzucić na chwilę zabawki i zejść na kolację.
- Nie, dzisiaj ja obok mamy. - siostra powoli doganiała MŁODSZEGO, zjeżdżając ze schodów na pupie. NAJMŁODSZA ani myśli zrezygnować z tej techniki zjazdowej, mimo że już od kilku miesięcy uderzenia o kolejne stopnie schodów nie są amortyzowane pieluchą.
- Nie, ja. Mamo, ja obok Ciebie. Byłem pierwszy.- MŁODSZY przyspieszył.
- Ale przecież mama ma dwa boki, możecie obydowje usiąść obok mamy.- odzywa się Gość z innego miasta, a dzieciaki zaskoczone milkną na chwilę. Już od dawna nikt nie próbował włączyć się w tę ich przepychankę.



- To ja obok  mamy widelca, a ty obok noża.- MŁODSZY szybko znalazł wyjście z sytuacji i można było powrócić do zabawy.
NAJMŁODSZA w mig załapała nowe reguły gry:- Nie lubię noża, ja chcę obok widelca.
- Będę dzisiaj jadła rękoma.- ja też umiem się bawić.
- Ja chcę obok taty, obok widelca. Tato, ty będziesz dzisiaj jadł widelce i nożem, czy rękoma?- MŁODSZY okazał się być bezkonkurencyjnym wodzirejem.
Jakoś, w końcu, ale przecież to nic niezwykłego... Tyle razy już się udawało. Obiad, śniadanie, wczoraj, przedwczoraj, dwa dni temu... W każdym razie wszyscy zajęli miejsca, a i dla Gościa z innego miasta znalazło się wolne krzesło.
- Ale ja chce niebieski talerz. Mamo, podaj mi niebieski talerz, nie chce zielonego!
NAJMŁODSZA natychmiast chwyta niebieski talerz.
- Ja lubię niebieski kolor. Ja chcę niebieski talerz.
- Ty lubisz pomarańczowy kolor. Daj mi niebieski.
- A gdzie jest pomarańczowy talerz? - NAJMŁODSZA dała się podpuścić bratu i została bez talerza.
- Nie ma!- MŁODSZY triumfował.
- Ja chcę pomarańczowy.
- Ale nie mamy pomarańczowych talerzy. Przykro mi.- ktoś musiał to NAJMŁODSZEJ powiedzieć i wolałam, żeby nie był to, któryś z jej taktownych i empatycznych braci.
- Nie chcę kolacji, nie będę jadła.- NAJMŁODSZA odsunęła się od stołu, usta wywinęła w podkówkę i spode łba obserwowała, czy ktoś może, poruszony jej protestem, nie zdecyduje się na rajd po sklepach w poszukiwaniu pomarańczowego talerza.
Gość z innego miasta próbował negocjować: - NAJMŁODSZA, ale może zjesz na zielonym talerzu? Zielony to też ładny kolor.
- Zielony to zielony, a pomarańczowy to pomarańczowy. Ja lubię pomarańczowy kolor.- Trzeba przyznać, logiczne. Nic dodać, nic ująć.

- Moja jest ta środkowa szklanka. Tam jest najwięcej soku!- STARSZY spóźniony zbiegał ze schodów i z wysokości czterech stopni doskonale widział brak precyzji w napełnianiu szklanek.
- Ja chcę najwięcej!- MŁODSZY nie zamierzał stracić pozycji lidera.
- Ale MŁODSZY przecież wszędzie jest tyle samo.- Gość z innego miasta zaczynał mi swoją wytrwałością imponować. Wydawał się wcale nie odstawać od dzieciaków.
- Przymierz.- MŁODSZY nie dawał się zbyć słowami, żądał dowodów.
- Słucham?
STARSZY wyręczył Gościa z innego miasta, ustawił szklanki jedna obok drugiej.
- W mojej jest najmniej!- MŁODSZY zaczął ryczeć.
- Ale skąd wiesz, która jest Twoja? Przecież jeszcze...- Gość z innego miasta najwyraźniej tracił pewność siebie.
- Wiem, bo w mojej jest najmniej! Zawsze mam najmniej!

Nie minęło dużo czasu, MŁODSZY wciąż pociągając nosem wydał komendę:
- Ja chcę kanapkę z szynką, serem i tym drugi serem i pomidorem i papryką. Tylko pomidor musi być pod szynką, że by nie spadał.
- Ja też chcę z szynką, serem i tym drugim serem i pomidorem i papryką.
- I jeszcze keczup- przypomina sobie MŁODSZY.
- Ja też keczup.
I mieliśmy chwilę spokoju. MŁODSZY rozłożył kanapkę na czynniki pierwsze i układa po swojemu. NAJMŁODSZA zeskrobywała widelcem keczup z kanapki, keczup, którego nie cierpi, ale jej brat go uwielbia i pech chciał, że dziś sobie o nim przypomniał, a ona "też chciała", bo takie są reguły gry. Każdy to wie, no może oprócz Gości z innej planety, to znaczy z innego... miasta. Oczywiście, że z  innego miasta. Co ja z tą planetą..?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz