- Mamo, teraz to już jest wersja ostateczna.
- To dawaj. Wrzucę dziś do kominka... Mam nadzieję...
- Mamo, ale MUSISZ wrzucić! Teraz to już nie ma czasu, trzeba jak najszybciej wysyłać. Zaraz są Święta.
- Panie-Mądralo-Teraz-Zaraz, to nie ja pisałam dziewięć wersji listu, nie ja nanosiłam kilkadziesiąt poprawek i nie ja aktualizowałam listę prezentów kilka razy dziennie.
- Oczywiście, miałem napisać list na kolanie, bez zastanowienia, wysłać z bazgrołami, skreśleniami i dopiskami, tak?!
- Przez cały rok tak właśnie odrabiasz zadania domowe i takie oddajesz nauczycielce i jakoś Ci to nie przeszkadza.
- Jejku, a Ty to łapiesz się każdej okazji by mnie trochę powychowywać...
- Iskierki nadziei, synku, nie okazji.
STARSZY z szelmowskim uśmieszkiem udaje, że dopisuje jeszcze coś do swojego listu:
-Kochany Święty Mikołaju, poproszę Cię tylko o jedno: mniej zrzędliwą mamę!- i ucieka.
-Kochany Święty Mikołaju, poproszę Cię tylko o jedno: mniej zrzędliwą mamę!- i ucieka.
Nie ma dziś ze mną żadnych szans, bo w ręce trzymam mopa na długim kiju i z tym to walecznym mopem rzucam się w pogoń. Trzy trafienia w tyłek, w końcu mop przystawiony do klatki piersiowej STARSZEGO:
- Odszczekaj to.
- Hauuu, hauuu. Wyślesz?
Tak, tak. Listy do Świętego Mikołaja wrzucam do kominka, skąd w czarodziejski sposób, zamiast spłonąć unoszą się kominem do nieba i niesione południowym wiatrem trafiają wprost w ręce Świętego Mikołaja w Laponii.
(A Wy z jakiej poczty korzystacie? Innej? Wyobraźnia ludzka nie zna granic!)
- A ten, mamo?
- Nie, synku. Ten też nie.
- A ten? Może ten?- pyta MŁODSZY po kilkunastu minutach, zaatakowany przez kolejnego wypchanego, odlanego z plastiku czy przebranego Świętego Mikołaja.
- Nie, ten też nie jest prawdziwy.
- Mówiłem Ci już, że Święty Mikołaj teraz pilnuje skrzatów, żeby nie leniuchowały, sprawdza czy wszystkie zabawki działają i czy moja gra komputerowa się nie zawiesza.- STARSZY w temacie Świętego Mikołaja jest coraz mocniejszy.
Sam nie wierzy w Świętego Mikołaja. Podobno. Twierdzi, że pisze list i piecze pierniki dla reniferów tylko dla podtrzymania tradycji. Wychodzi jednak z założenia, że młodsze rodzeństwo wierzyć musi i że to na jego barkach spoczywa ciężar tej wielkiej świętomikołajowej konspiracji.
Wczoraj pożyczył but lalki, wymazał go błotem i narobił nim śladów pod łóżkiem MŁODSZEGO. Twierdził potem, że to skrzat-szpieg przyszedł sprawdzić, czy dzieci są grzeczne i czy nie ma kurzu pod łóżkami. Dziś zagonił MŁODSZEGO i NAJMŁODSZĄ do sprzątania swoich klocków lego mówiąc, że Świętemu Mikołajowi od razu jest weselej, gdy widzi jak rodzeństwo sobie pomaga.
- A ten? Ten to na pewno jest prawdziwy!- MŁODSZY zauważył kolejnego przebierańca, tym razem w holu centrum handlowego. Siedział na fotelu, otoczony pomocnymi aniołkami i worami pełnymi prezentów.
- Nie, MŁODSZY, nie jest, ale ma całkiem niezły strój. I rozdaje cukierki!- STARSZY się ożywił.
Na hasło "cukierki" cała trójka ruszyła do ataku. Po kolei podchodzili do Świętego Mikołaja i próbowali nabrać w garść jak najwięcej landrynek.
MŁODSZY, gdy już wepchnął sobie jednego cukierka do buzi, a resztę do kieszeni podbiegł jeszcze raz do Mikołaja i pomagając sobie wyliczaniem na palcach powiedział:
- Nie spytałeś mnie, czy byłem grzeczny. Nie zrobiłeś "hoooo, hoooo, hooo". Wystają Ci dżinsy spod płaszcza, ale jak na oszusta jesteś całkiem fajny!
- A on mi zabrał całą posypkę! Oddawaj! Ja prawie w ogóle nie mam!
- Teraz ja. Poczekaj. Zaraz Ci oddam.
- Nieeeee!- I kartonik z kolorową posypką rozpada się na dwie części. MŁODSZY ma w ręku jedną, STARSZY- drugą a posypka jest wszędzie.
- Uuupssss.- podsumowuje NAJMŁODSZA, a ja lukruję pierniczki, lukruję, dekoruję i staram się nie denerwować, lukruję i ozdabiam i...
- NAJMŁODSZA, co Ty robisz???
- Sprzątam na pierniczka.
"Sprzątanie na pierniczka" już stało się w naszym domu bardzo popularnym powiedzeniem. Oznacza to mniej więcej tyle, co sprzątanie, które prowadzi do jeszcze większego bałaganu. Powiedzenie ma związek z pewną historią. Kiedyś, dawno, dawno temu, mniej więcej dwa dni temu NAJMŁODSZA postanowiła pozbierać rozsypaną przez braci po całej kuchni posypkę przyklejając ją do piernika wysmarowanego lukrem. Pocierała piernikiem obsypane powierzchnie, niestety nie obyło się bez lukrowanych smug.
- Przynajmniej posypka już dalej nie ucieknie.- skomentował STARSZY wygląd podłogi, krzesła, książki kucharskiej i tostera wysmarowanych mieszanką lukru i posypki.
- A te Święta to wreszcie przyjdą- pyta MŁODSZY spod kołdry.
- Przyjdą, przyjdą.
- Ale ja to chyba się nie doczekam.
- Trudno, poświętujemy bez Ciebie.- STARSZY tak lubi, krótko i bezwzględnie.
- Ale nie wolno Ci rozpakować mojego prezentu!
- Spoko, podzielę się z NAJMŁODSZĄ. Książka o dinozaurach dla mnie, dźwig dla niej.
- Nie! To moje prezenty! Mamo, on mi rozpakuje moje prezenty, jak ja nie doczekam!
- To może Ty jednak doczekasz i przypilnujesz swoich prezentów.
- Chyba nie mam wyboru.- i MŁODSZY wzdycha ciężko.
To ja może też doczekam..?
I jak, doczekaliście? :)
OdpowiedzUsuń