piątek, 28 września 2012

WAKACJE NA CZARNĄ GODZINĘ

A to wszystko dzięki krótkim spodenkom, do których los się uśmiechnął i które STARSZY wytargał z szafy na popołudniowe kopanie piłki na boisku...

- Mamo, zobacz. Może jeszcze muszelka się znajdzie!?
STARSZY wywrócił na lewą stronę kieszenie spodenek i wysypuje piasek na podłogę. 
- Kurcze, STARSZY! Na podłogę?! Sprzątałam tu dzisiaj! I pospiesz się, bo musisz jeszcze lekcje odrobić, poćwiczyć, spakować się! 
- Nie zrzędź. Plażę Ci zrobiłem, a Ty wrzeszczysz. Maluchy chodźcie!
- Zostaw ich,  kazałam im pozbierać zabawki z jadalni. 
- Mamo, plaża! Dla Ciebie! Proooooszę...- I patrzy na mnie tym wzrokiem, dzięki któremu czasem uda mu się wymóc na mnie odroczenie kary albo przesunięcie ciszy nocnej.- Siadaj. Maluchy! Chodźcie! Mama mówi, że możecie posprzątać później. 
- Ja?! 
- A co robicie?- MŁODSZY już wbiegł na górę.
- Jesteśmy na plaży. Na wakacjach!
- Piasek! Skąd go masz?
- Spakowalem do kieszeni na czarną godzinę. 
- I teraz jest czarna godzina?
- Teraz to jest późna godzina...- Ja nie chciałam, właściwie to nie wiem co mnie opętało.
- Poślizgałbym się na desce... I lekcji nie musiałbym robić... I mógłbym sobie kopać w piłkę do nocy...
Tym razem wytrzymałam. Nie powiedziałam głośno, że ślizgać to się zaraz będzie mógł na kałużach, a kopać w piłkę w nocy też, bo jeszcze chwila a o 17.00 będzie ciemno. Wytrzymałam. Może to lato zaczęło zdobywać przewagę nad jesienią...


- Ja bym sobie poskakał po falach z Antkiem i Maćkiem, pokopał z nimi kanały, porobił pączki!
- Na wakacjach można nosić letnie sukienki!
- Można, można NAJMŁODSZA!
Siedzimy wokół garstka piasku. NAJMŁODSZA próbuje palcem namalować kwiatka na piasku, MŁODSZY sprawdza, czy dałoby się zrobić z tej marnej ilości piacho-mąki choć jednego pączki i namawia mnie, by dolać trochę wody. I nawet mi przez chwilę przez głowę przelatuje myśl, że może krem z filtrem, że gołe stopy, że uwielbiam piach we włosach, że jak ten czas szybko...

- A tu gdzieś muszą być te zdjęcia NAJMŁODSZEJ w sukienkach.
STARSZY przyniósł z koszyka na komodzie stos zdjęć i rzuciliśmy się na nie jak na plaży na drożdżówki i brzoskwinie. 

A to wszystko dzięki babci, która stoi na straży rodzinnych fotografii: wywołanych, na papierze, w albumach i nie zgadza się na więzienie ich na komputerowym dysku. (Nie mówcie babci, że jeszcze zdjęć do albumu nie włożyłam.) 

NAJMŁODSZA ściska w rękach zdjęcia z sesji modowej. Tylko STARSZY miał tyle cierpliwości, by sfotografować swoją siostrę podczas dość egzotycznej i dziwacznej jak dla niego zabawy, zabawy w przebieranie i strojenie się. Spinki, gumki, sandały, wisiorki, bransoletki i sukienki, cała kolekcja sukienek, zbyt pokaźna kolekcja na zbyt krótkie lato. 
- Ale tak całkiem obiektywnie... Zobacz, tutaj ma taką słodką minkę i głowę tak przechyliła. To jest chyba najlepsze zdjęcie. A może to! To ja wymyśliłem, żeby założyła do tej sukienki kalosze. Dobry pomysł, prawda?! Normalnie to by mi się nie chciało, ale NAJMŁODSZA jest taka ładna! Tak zupełnie obiektywnie... 
- Oczywiście. Zupełnie obiektywnie. I z Ciebie niezły fotograf. Zupełnie obiektywnie.
- A co to znaczy "obiektywnie" to mi powiesz, jak wrócimy z wakacji?! 
- Oczywiście!- Jak ja zazdroszczę NAJMŁODSZEJ brata STARSZEGO! Zupełnie obiektywnie.

- A tutaj MŁODSZEGO pierwsze próby samodzielnego startowania na rowerze. 
- Ale już umiem!
- Umiesz, ale początki były trudne, sądząc po Twojej minie. 
- Tu jestem zły nie na początki tylko na pedały... A tu na kamień, bo przez niego się wywróciłem, a tu na Ciebie, bo mnie nie złapałaś.
- MŁODSZY, a po czym Ty poznajesz, na co byłeś zły?
- Bo ja siebie dobrze znam!

- A ja tego nie pamiętam...
- I słusznie, bo Ciebie wtedy z nami nie było.
- Kolonie!
- Tak... Dwa tygodnie milczenia. 
- Zapomniałem telefonu z domu... Brak wiadomości to dobre wiadomości! 
- W nawiasie: nie dotyczy informacji o ocenach i innych wpisach w dzienniczku.
- Mamoooo, jesteś na wakacjach! No i pisałem! 

NO I PISAŁ!






                                      

(Skan dziennika STARSZEGO, opublikowany za zgodą samego Autora.)

- A tych pączków to ile było?
- Dla każdego po sto! Każdych było...: ja, Maciek, Antek, Tadek i dorośli. Każdych było sto! I cały czas musieliśmy biegać po wodę, chyba ze sto razy, aż mnie nogi bolały, a Maciek lepił i ustawiał, a NAJMŁODSZA sprzedawała, jeśli ktoś chciał kupić, za sto złotych.

Dorośli na kocach, leżakach, na brzuchu, na plecach, na słońcu, pod parasolem zajmują się  nic nie robieniem, a dzieciaki... Pędzą, spieszą się, pieką, łowią ryby, kopią kanały, zbierają, przesypują. I tylko krótkie przerwy na jedzenie. (Pytanie retoryczne: jest coś czego dzieci na plaży nie zjedzą?!) Dzieciaki cały czas są zajęte, dopracowują do perfekcji system oszczędzania czasu.  Pędzą na gofry, bo za 10 minut zamykają budkę, gonią do stajni, bo trzeba zdążyć poskakać na sianie, spieszą się na plażę, bo fale i z plaży, bo piłka, szałas, żuki czekają na ratunek (żuka z pleców na nogi, by mógł iść do biedronki). By nie zabrakło im czasu na to co naprawdę ważne, skąpią każdej minuty. Nie idą pod prysznic, bo przecież kąpali się w morzu, nie zmieniają ubrań, bo i tak się zaraz pobrudzą, nie używają noży i widelców, bo na wakacjach nie ma zmywarki, a mycie naczyń to strata czasu. Zdarza im się czasem zagapić, zagadać (MŁODSZY często "pogadywał" z kolegą pośrodku kałuży), ale zawsze na coś, o czymś, zawsze na poważnie, w ważnej sprawie, całkiem na serio.

Chwilę trwało nim przywykłam do wakacyjnych okoliczności.
- Już jesteś gotowa? Spakowałaś się? Nie zapomniałaś o moich kąpielówkach? Masz kanapki? Już możemy jechać?
- Jesteśmy umówieni na plaży z Antkiem i Maćkiem, oni już na nas czekają! Pospiesz się!
- Jeszcze jesz? Obiecałaś z nami pograć. Obiecałaś zbudować statek. Mamy dużo pracy. 

- Mamoooo, mamoooo.
- Tak?
- Wsypiemy piasek do pudełka, na czarną godzinę? Pomożesz mi w matmie?
- Jak trzeba, to trzeba.

To tylko 15 minut wakacji, a ja znów musiałam się przestawić.
- Już jesteście gotowi? Spakowałeś się? Nie zapomniałeś o podręczniku? Masz kanapki? Możemy już wreszcie jechać?!
- Jesteśmy umówieni na 14.00 u lekarza. Pospieszcie się. Lekarz nie poczeka.
- Jeszcze jecie? Obiecałeś posprzątać pokój. Obiecaliście pobawić się prze pół godziny sami. Mam dużo pracy.

Przeszukajcie kieszenie, tak na wszelki wypadek, na czarną godzinę... Na szara godzinę.

3 komentarze:

  1. No i wreszcie wydało się jak Starszy ma na imię :))
    Uwielbiam Was!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, zajęło mi chwilę znalezienie "wpadki". Wydawało mi się, że wszystkie podpisy zamazałam. ;))) My też siebie uwielbiamy! ;) POZDRAWIAMY Agraffkę Sherlocka!

      Usuń
    2. Hehe, wiedziałam już zanim trafiłam na niezamazane imię, bo jedno da się odczytać mimo wszystko :)))))
      Do imienia Młodszego też kiedyś dojdę, ja Wam dam radę ;) bo dobrą wskazówkę kiedyś zostawiłaś :)) Muszę tylko znaleźć czas, a przy dziewięciomiesięcznym dziecięciu trochę z tym ciężko (chociaż domyślam się, że przy Twojej cudnej trójce to plaża ;))

      Usuń