środa, 17 kwietnia 2013

NASZE TAJNE KOMPLETY

Myślałam sobie: to może być ciekawe, jeszcze raz to przeżyć, przerobić, przeczytać, wkuć. Myślałam sobie: czego Jaś się nie nauczył, to sobie teraz nadrobi.
Myślałam sobie: kolorowe książki, zeszyty, notesiki, karteczki samoprzylepne, zakładki, zakreślacze...; to będzie wspaniała przygoda.

- Czeka nas ciężkie popołudnie.
- A wyglądasz jak po ciężkim przedpołudniu.- STARSZEMU pot płynie z czoła, koszulka wisi na nim brudna i zmięta.- Na historii tak się zmęczyłeś? Mózg Ci się zagotował?
- Historii znowu nie było. Przyszedł po nas pan dyrektor i zabrał do świetlicy. Mogliśmy grać na telefonach, ale z wyłączonym dźwiękiem. Pobiłem rekord na Jaśka komórce, a Krzyś miał pecha, bo mu się jego rozładowała na czwartym poziomie. A na polskim poszliśmy na boisko, świętować wiosnę. Strzeliłem trzy gole!
- Miałeś dzisiaj jakieś lekcje? Takie, wiesz, standardowe: ławka, tablica, zeszyt...?
- Plastyka była. I matma. No i właśnie. Jutro mam sprawdzian z matmy, kartkówkę z przyrody. A do tego jeszcze mnóstwo zadań domowych! Ciężkie popołudnie! Musimy się pouczyć.
- Ale ja nie chodzę już do szkoły... 
- Ale na wywiadówki chodzisz. Nie chcesz chyba najeść się za mnie wstydu?

Okazało się, że wolne z okazji świętowania wiosny podczas lekcji polskiego trzeba teraz odrobić: trzy strony z ćwiczeń, dwie z podręcznika i opowiadanie w zeszycie. Daliśmy radę. Zajęło nam to jakieś 50 minut z przerwą na siku, narzekanie "ile tego jeszcze" i mieszanie w garnkach. 

Pani od historii nie miała czasu dziś wpaść do szkoły, ale przekazała instrukcje przez telefon: rozdział 13. w podręczniu. Możemy od dziś, razem ze STARSZYM, oprowadzać po średniowiecznych zamkach. Czytanie, komentarze od narratora, komentarze od słuchaczy (MŁODSZY przytargał "rycerskie" encyklopedie dla dzieci i dzielnie dotrzymał nam kroku), przerwa na obiad (rozgotowany makaron, bo "Mamo, a dlaczego Anonim nie chciał się podpisać? Przecież to nie walentynka? Nie było się czego wstydzić.") i w końcu odpytywanko ("ja Cię nie odpytuję tylko porządkuję Ci wiedzę!") to w sumie jakieś 50 minut.

Kartkówka z przyrody. 
Umysł matki przechodzący ze stanu stałego od razu w gazowy. Umysł STARSZEGO pozostający w stanie plastycznej magmy:
 "MŁODSZY, jak chcesz być większy to wejdź do piekarnika! A na mróz nie wychodź, bo się skurczysz jak szyny tramwajowe!" 
"Mamoooooo, a mogę teraz trochę mleka, barwników i sztucznych konserwantów w stanie stałym, zamrożonym, słodkim?!"
"Musimy zrobić doświadczenie ze szklanką wody i papierem. Odwracasz szklankę i woda się nie wylewa!... Dlaczego nad umywalką? To nie magia tylko prawo przyrody!... Mamo, mogę wytrzeć podłogę tym niebieskim ręcznikiem?!"
"Dlaczego ten podręcznik jest napisany po chińsko-japońsku?! Znasz chińsko-japoński?! Przetłumaczysz?!"
Czas: 30 minut

Sprawdzian z matematyki. 
W jak niezwykłych pozycjach można rozwiązywać zadania matematyczne! Nogi na biurku, głowa na podłodze. Tyłek na łóżku, głowa na krześle. Cały STARSZY na łóżku, ale zeszyt na biurku...
I uwaga, trochę magii: Przez 5 minut STARSZY oblicza, ile jest 75:15, ale już po chwili wie, ile komiksów, a każdy kosztuje 15 złotych, kupi za 75 złotych. 
Po 30 minutach kończymy z matematyką. Ile można dzielić włos na czworo i obgadywać kwadraturę koła.

Jeszcze tylko dwa rysunki na religię (15 minut) i pół godziny piłowania koncertu (oporny, sękaty, ale powoli wychwytujemy melodię!)

Późnym wieczorem czas na podsumowanie:
Przedpołudnie w szkole: 90 minut lekcji (plastyka i matematyka)
Popołudnie w domu: 205 minut (w tym może 30 minut przerw)

Chodzi mi po głowie, by zwrócić się do ministra, samorządu, czy gdzie to tam trzeba, po należny mi procent subwencji oświatowej. Złożę wniosek o nagrodę dyrektora, a za dwa lata o roczny urlop zdrowotny. I zmienię podręcznik od przyrody, bo rzeczywiście po chińsko-japońsku nie czytam. 
Ale jak znam życie...
Zaraz zapukają do mnie urzędy: ubezpieczeń, kontroli, walki z korupcją (to tylko dwa żelki, proszę o łagodny wymiar kary) i sam pan minister, bo pracuję na czarno popołudniami, bez odpowiednich zezwoleń, licencji, szkoleń i stopni awansu. 
Niech już zostanie tak jak jest: nasze tajne komplety.

2 komentarze:

  1. Czytam i się śmieję, ale jakoś tak troszeczkę tylko... Zapisaliśmy S. do szkoły. Skończy się beztroskie bimbanie z dala od równań i nizin środkowopolskich... I o nas mówię, nie o nim :)

    OdpowiedzUsuń
  2. STARSZY ostatnio znad biurka zerkał na beztrosko bawiące się rodzeństwo (przedszkolaki):
    - Kurcze, gdybym wiedział... Gdybym wiedział to bym lepiej wykorzystał ten czas. Maluchy, nie kłóćcie się! Korzystajcie z życia!
    Korzystajcie z życia... Do września... ;)

    OdpowiedzUsuń