niedziela, 26 maja 2013

NIE MA... NIE MA... JEST (Bajowe Najnaje i ŻelkoNajnaje)

BYWAMY: "NIE MA... NIE MA... JEST"

NIE MA... 
- Szukaj mnie... - Stoi pod ścianą z twarzą ukrytą w dłoniach. 
Chodzę po mieszkaniu, udaję, że szukam:
- Gdzie jest mój synek? Gdzie on się mógł schować? Pod stołem?... Nie ma. Za drzwiami. Na pewno za drzwiami!... Ojej... Tu też go nie ma... STARSZY! Gdzie jesteś?
Chichocze w te swoje małe rączki, cały aż się trzęsie, dopóki go nie znajdę, nie podrzucę do góry, nie przytulę...
- Teraz Ty się chowasz, ja szukam.- zarządza.
Wchodzę pod stół, do wanny, za szafkę. A on szuka... 
Któregoś dnia...
- Gdzie jest mama? Gdzie ona się mogła schować? Pod stołem?... Nie ma. Za drzwiami. Na pewno za drzwiami!... Ojej... Tu też jej nie ma... Mamo! Gdzie jesteś?
I wiem, że udaje, że potknął się o mnie już trzy razy, pięć razy wzrokiem zahaczył, i nic nie pomogło, że twarz w dłoniach schowałam...


NIE MA... 
Trzeba było ominąć ślimaka, który potrącony wygrywał za skoczną jak na kołysankę melodię. Trzeba było poruszać sie bezszelestnie, jak kot (i nie świecić oczami!!!). Trzeba było udawać, że jeszcze tam jestem choć już mnie tam nie było. Trzeba było wracać po kilkadziesiąt razy, pokazać się, dotknąć, przytulić (w zależności od intensywności zwątpienia w maminą obecność), po prostu być... I te oczy, wielkie, czujne, choć już się zdawało, że śpi, że sie udało...
- Jestem tu. Jestem. Śpij...
Bo tam za drzwiami, poza zasięgiem wzroku przestawałam być. Jak klocek wrzucony do pudełka, jak wyrzucona z łóżeczka grzechotka. 

I choć czasem przyjdą w środku nocy tylko po to, by zobaczyć, czy jestem... I choć próbują się schować w dłoniach, gdy jest bardzo źle... Rosną, rosną, rosną...

JEST
A tu najnajowy teatr się rozkręca, rozpędza. Za nic ma sobie to, że ŻelkoŻercy rosną, rosną, rosną... Idziemy na najnowszą premierę Bajowych NAJNAJów już trochę na siłę wpychając się między te maluchy, które przecież też rosną, ale jeszcze po nich tak nie widać... 

zdj. Teatr Baj
"NIE MA... NIE MA... JEST"
Teatr Baj (Bajowe Najnaje)
reż. Andrzej Bocian

To nasza druga wizyta w warszawskim Tatrze Baj i druga w tym teatrze najnajowa premiera. Po niezwykłym "ŚPIJ", spektakl "NIE MA... NIE MA... JEST" to całkiem udana kontynuacja. Dzieje się w podobnej przestrzeni: biały namiot zastąpiono białymi kurtynami. Aktorzy ubrani są na biało, na scenie stoją jasnobrązowe okrągłe pudła, które kryją w sobie srebrne i szare rury (jak się później okazało, kryły duuuużo więcej!).  MŁODSZY szybko podpowiada mi, gdzie jestem: w kosmosie! Muzyka kosmiczna, kosmiczne srebrne rury, ruch i w końcu dziwaczne stwory-ruraki (jak je później nazwaliśmy) odgrywane przez aktorów, przeniosły MŁODSZEGO gdzieś we wszechświaty, może na jakąś obcą, białą planetę... 
Gdy z pudeł aktorzy zaczynają wyciągać rury kolorowe, rury o różnych fakturach, rury w cętki, gdy powtarzają co rusz od nowa zabawę w rozciąganie rur jak teleskopu i chowanie rur węższych w szersze, większych w mniejsze to przypominam sobie te wszystkie zabawki (klocki, kubeczki, kształty w różnych kolorach i rozmiarach) i zabawy (ustawianie wieży, chowanie jednego w drugie, wysypywanie, burzenie, rozkładanie i znów składanie, akuku! i bam!). A NAJMŁODSZA, bo NAJMŁODSZA rośnie... widziała tęczę i kolorowy most składany, i gąsienicę, a nawet dwie, a wszystko i owszem trochę "rurzaste". A MŁODSZY, bo MŁODSZY już całkiem urósł... twierdzi, "że się pomieszało i w kosmosie też pojawiły się kolory i zwierzęta, bo na Ziemi też kiedyś nie było żaby, a był dinozaur... I koloru fioletowego to kiedyś na pewno też nie było tylko się zmieszał niebieski z czerwonym któregoś dnia, przypadkiem..."

NIE MA... NIE MA... JEST. 
KROPKA jest! Kolejny najnaj rośnie i nim nie podrośnie z najnajami nie planujemy się rozstawać! 
ŻelkoŻercy najnajowi rosną..., 
teatralne najnaje rosną... w siłę!
I morał z tego urósł, apel, co ciut słodki i gorzki ciut... 
SPIESZMY SIĘ KOCHAĆ NAJNAJE, TAK SZYBKO ROSNĄ!!! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz