czwartek, 13 czerwca 2013

A W CYRKU KRYZYS I KRZYCZĄ...

BYWAMY: "WĄŻ" (Wrocławski Teatr Lalek) 

Co jakiś czas muszę się tłumaczyć, dlaczego chodzimy tu, chodzimy tam, a do cyrku nie chcę ich zabrać. Co jakiś czas w szatni w przedszkolu znajdujemy bilety do cyrku: dzieci za darmo, pierwszy opiekun za darmo, aż strach pomyśleć, za ile wata cukrowa (cudów nie ma, bilansować się musi).

- Ale tam będzie klaun, i lwy, i linoskoczek, i orkiestra będzie, i słonie na piłkach...
W teorii jesteśmy całkiem oblatani, przeczytaliśmy sporo o cyrku (Pippi była w cyrku, doktor Doolitle cyrk prowadził, ostatnio na blogu wspominaliśmy o książce CYRK), obejrzeliśmy "Dumbo". W cyrku jest głośno, kolorowo, błyszczą światła i stroje akrobatów. W cyrku jest wesoło, straszno i "nie do wiary!".
I by te wyobrażenia nie prysły jak bańka mydlana pojedziemy kiedyś do Monte Carlo, a od odwiedzających nasze miasto cyrkopodobnych namiotów trzymamy się z daleka. 
Los bywa jednak okrutny i przewrotny...
Oto któregoś dnia... Mieliśmy iść do teatru, a trafiliśmy do cyrku.

Fot. Karol Krukowski

"WĄŻ"
(Wrocławski Teatr Lalek)
reż. Marek Zakostelecky

- Mamo, a dlaczego ten pan tak krzyczy?
- Żeby Ci co siedzą na końcu słyszeli.-  MŁODSZY odpowiada za mnie.
- Zepsuł mu się mikrofon? Będzie cały czas tak krzyczał?
- Może nie...- próbuję samą siebie przekonać, ale coś mi mówi, że zaczynamy od punktu kulminacyjnego, a napięcie/poziom hałasu może już tylko rosnąć... Być może, że w tym cyrku obowiązuje też zasada: czego nie dograsz to dokrzyczysz.
- Będzie zaraz wąż i chomik...- kuszę NAJMŁODSZĄ dalszą częścią cyrkowego programu.

Wąż był, nawet dwa, zdaniem MŁODSZEGO. Chomik był. To znaczy, może nie wyglądał, ale przedstawił się więc, co mu mamy nie wierzyć. Gekon też był... 
- I o czym to było?- pyta nas ciocia godzinę później.
- O wężu. I drugim wężu. I o połykaniu chomika. I o szukaniu tych... noooo... rąk i nóg. Jak to się mamo nazywało?
- Kończyny?
- No właśnie i był koniec, ale kończyn nie było, bo Bóg mu nie dał. Za to chomik i ten drugi to mieli takie długie jak węże te kończyny.

Pogubiliście się? Ja też. Ale ja mam przewagę nad NAJMŁODSZĄ i MŁODSZYM. Znam tekst sztuki Marty Guśniowskiej. Przewaga to i cierpienie okrutne...
Wąż nie miał kończyn, chciał kończyny, pełzał w towarzystwie chomika i gekona od wróżki do magika itd., ale nikt mu nóg i rąk nie umiał dać. A Bóg, Bóg dać nie chciał, bo lubił węża takim jakim jest, i przekonał go by sam swoją inność i wężowatość polubił. Podsumowując: taka sobie historyjka z przewidywalnym zakończeniem, jeszcze bardziej przewidywalnym morałem. I jest jeszcze Narrator, który bardzo by chciał nad opowiadaniem swym zapanować, ale bohaterowie- zwierzaki nie dają sobą dyrygować i same wolą się opowiadać. I w tym ich siebie opowiadaniu, dialogach "jak ze Shreka" (jak to się STARSZEMU skojarzyło) tkwi siła tej sztuki: o magii, która jest jak przyprawia maggi, o wężu, który nie klaszcze, o uczciwej kradzieży. Dialogi szybkie, inteligentne, dowcipne, zabawa słowem i kontekstem. Czytaliśmy ze STARSZYM turlając się po podłodze ze śmiechu.

Fot. Karol Krukowski
A w cyrku, co to miał być teatrem... A w cyrku kryzys, bo ludzie do cyrku nie chodzą (Chomik kilkukrotnie wykrzykuje: "To my mamy widzów?!"). Jest wąż bez nóg i rąk, za to chomik i gekon z kończynami taaaaaaaakimi, że ja bym na miejscu węża nie chciała. Dyrektor cyrku/wodzirej/narrator robi za magika, wróżkę zębuszkę, a nawet samego Boga, bo w cyrku braki kadrowe. Dwoją się i troją, fikają, wdzięczą się, co by niewybaczalne niedostatki i niedoróbki zakamuflować. Wykrzykują swoje kwestie, nie bardzo wiedząc do kogo, po co i czy w ogóle warto ("To my mamy widzów?!"). Czy to opowieść dla młodszych przedszkolaków: pełna przygód wędrówka zwierzaków w poszukiwaniu nóg i rąk dla węża. Czy to historia dla trochę starszych widzów, którzy złapią dowcip, uwielbiają Shreka, a cytatami ze spektaklu będą rzucać na podwórku? Wyszło ani tak, ani siak. Opowieść i dowcip zostają zakrzyczane, zagubione. Śmiech słyszałam na widowni (tak, tak, widzowie byli) zaledwie cztery razy. 

- I jak było?- pyta dzień poźniej STARSZY, który z nami w cyrku nie był.
- Powiem Ci tylko tyle, że musimy ten spektakl wystawić sami, jeszcze raz, dla NAJMŁODSZEJ i MŁODSZEGO. I dla nas. 
- Dobra, ale nie wiem, czy dam radę się nie śmiać, a chyba aktor nie powinien rechotać przez cały spektakl.
- Bylebyś nie krzyczał...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz