CZYTAMY: "JA TEŻ CHCĘ MIEĆ RODZEŃSTWO"
- A co robią Twoi bracia?
NAJMŁODSZA stoi na mojej prawej stopie, wisi na prawym udzie, ściąga spodnie z tyłka.
- Są u dziadka. Zapomniałaś?
Faktycznie. Nieopatrznie pozwoliłam braciom-zabawiaczom zrobić sobie wychodne. Spakowali ciuchy na zmianę, książki, grę, kąpielówki na basen, okulary 3D i półmetrowy "plan wizyty" i wyjechali dać dziadkowi popalić i przepuścić jego pieniądze.
- No tak. No to co robimy?
- Jedziemy na basen.
- Nie możemy. Jesteś chora. Musimy bawić się w domu.
- Ty będziesz psem i będziesz spać w budzie, a ja pójdę do bankomatu i na kawę.
- A może w coś pogramy?
- Nie, psy nie umieją grać w gry. Mogę Ci porzucać piłkę.
NAJMŁODSZA zaciągnęła mnie do budy pod stolikiem, bardzo małym stolikiem. Pies MŁODSZY mieścił się tam bez kłopotów, ale pies MAMA... Auuuuuuaaaaa. Mam leżeć i czasem szczekać, i tęsknić za swoją panią, a jak będę GRZECZNA dostanę karmę.
NAJMŁODSZA chwyta za swój plastikowy, różowiasty telefon:
- Annika? Idziesz na kawę? Moje synki są u dziadka i ja mam wolny dzień. Mogę iść na kawę. Tylko muszę iść kupić pieniądze z bankomatu, bo za kawę trzeba zapłacić.
A miało być tak pięknie... To ja miałam iść na kawę! To moje "synki i córki" miały być u dziadka! A siedzę w budzie... Zaczynam wyć.
- Piesku, nie płacz. Ty nie pijesz kawy, ale dam Ci karmę i porzucam piłkę.
Po obżarstwie i galopie na czworakach za piłką, wróciłam do budy. Po drodze zabrałam gazetę z fotela, co by sobie w budzie poczytać, gdy NAJMŁODSZA z Anniką będą piły kawę. Auuuuuu...
Nic nie trwa wiecznie. Awansowałam z psa na "panią co ma urodziny" i "panią co sprzedaje mąkę". NAJMŁODSZA do perfekcji opracowała urządzanie ekspresowych przyjęć urodzinowych. Obrus, talerzyki, tort, "Sto lat!", zdmuchiwanie świeczek, zjadanie tortu (jubilat na największym talerzyku!) i szybkie sprzątanie (obrus za cztery rogi i do pudła). Cała operacja trwa około 7 minut. Nie zdawałem sobie jednak sprawy z tego, ile osób miało w tym dniu urodziny! (Przestałam liczyć po 8. "Sto lat!".)
Zagraliśmy w kilkanaście planszówek. Zazwyczaj NAJMŁODSZA po kilkunastu minutach nudzi się grą:
- Już nie gram. Zmęczona jestem. Wygrałam pierwsza.
Reszta gra dalej, a NAJMŁODSZA łazi mi po plecach, głowie, rzuca za mnie kostką, zagaduje, przełazi przez środek planszy. Reszta gra dalej, wrzescząc co jakiś czas:
- NAJMŁODSZA!!!!!!!!!!
Tym razem "reszta" to ja... NAJMŁODSZA rzuca swoje:
- Już nie gram. Zmęczona jestem. Wygrałam pierwsza.- i dodaje: - Sama nie możesz grać, zmieniamy grę.
Przez chwilę próbowałam jeszcze wpływać na dobór gier, ale doszłam do wniosku, że nawet SCRABBLE z trzylatką (prawie czterolatką!) w wersji kilkunastominutowej da się przeżyć.
Czytaliśmy książki... Na pewno dużo łatwiej utrzymać książkę w takiej pozycji, by obrazki widzało jedno dziecko, a nie gdy ma je widzieć troje dzieci. (Tutaj krótkie, cieplutkie, acz zdrętwiałe pozdrowienia dla wydawców wydających książki na kredowym papierze, tym takim błyszczącym. Nie ma szans, by tak ustawić książkę przy sztucznym świetle, by wszyscy widzieli obrazki!)
O czym to ja...? Aha! Czytaliśmy... I czytaliśmy... I czytaliśmy... W kółko jedną i tę samą książkę. I pomyśleć, że niedawno narzekałam, że czytam w kółko dwie książki, a kiedyś trzy... Książka po czwartym z kolei przeczytaniu powinna znikać, dematerializować się choćby na trzy godziny!
Byłyśmy cały czas razem. Gdzie się nie obejrzałam, tam NAJMŁODSZA. W łazience podawała mi papier toaletowy (?!), siedziała na blacie, gdy mieszałam w garnkach, na odkurzaczu podczas mojej rundy honorowej po domu... Wszędzie i cały czas razem.
I jeszcze słodzę, co by się odurzyć, znieczulić:
- Moja jedynaczka weekendowa, dziewczynka najukochańsza. Mama i NAJMŁODSZA! Tylko we dwie!
I taniec po kuchni z NAJMŁODSZĄ na prawej stopie, uwieszoną na prawym udzie:
- A kiedy braciszki wracają?! MŁODSZY jest lepszym psem i chcę mu pokazać nasze rysunki, te na lodówce!- NAJMŁODSZA czyta mi w myślach.
Lodówce drzwi się trochę obwiesiły od tych naszych wspólnych rysunków, oblepionych różowym brokatem, różową plasteliną, pomarańczową farbą.
Braciszki wróciły! Jest głośniej. Łatwiej się o coś potknąć, na czymś poślizgnąć. Trudniej dowołać, wykarmić, doprzytulać i dogłaskać. Braciszki wróciły. Nasz świat wrócił do normy.
- A co robią Twoi bracia?
- Budują z LEGO. I powiedzieli, że mam spadać, bo jestem słoniowatym fajtłapą i wszystko psuję!
PS. A co czytaliśmy, kiedy czytaliśmy w kółko to samo, na okrągło, wciąż od nowa?
Astrid Lindgren, il. Ilon Wikland
(Wydawnictwo Zakamarki)
(OBRAZ = SŁOWO)
(OBRAZ = SŁOWO)
O tym, że czasem, by się chciało rowerek zamiast siostry, albo ciężarówkę! O tym, że potem jednak woli się siostrę, bo z niej się nie wyrasta, bo ciężarówka nie umie prowadzić wojny na poduszki. O tym, że nie tak łatwo nie mieć już mamy tylko dla siebie.
Książka dla dzieci i dla dorosłych. Dla tych, co chcą "książkowo" przygotować rodzinę na zmiany. I dla tych, którzy wciąż i wciąż chcą sobie przypominać, że to nie takie proste i... nie takie trudne.
ha! ha! Przerabiałam już siedzenie pod stołem! A bycie złą czarownicą w naszym domowym spektaklu o Jasiu i Małgosi już mnie nie "kręci", bo piecem jest mały stolik pod który naprawdę ciężko wejść! Oj, starsi bracia są często wybawieniem jeśli tylko mają ochotę na zabawę z młodszym rodzeństwem :-)
OdpowiedzUsuńBraci zdecydowanie łatwiej wsadzić do pieca... ;) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń