piątek, 28 listopada 2014

PRZERÓBMY KANON

MŁODSZY (klasa 1.) z dumą pokazał mi kilka tygodni temu swoją pierwszą, szkolną listę lektur. Lista trąci myszką. Fakt. "Plastusiowy pamiętnik", "Pilot i ja", "Nasza mama czarodziejka", "Na jagody", ...

STARSZY (klasa 6.) lektur szkolnych ma "zadawanych" mało. W tym roku: "Opowieści z Narni. Lew, czarownica i stara szafa", "Ten obcy", "Chłopcy z Placu Broni", "Janko Muzykant". Nowości brak. 

MŁODSZY powoli próbuje sam czytać pierwszą szkolną lekturę. Zaczął od "Pilot i ja": książka po tacie, wyjątkowa. Okazuje się, że tato był mały, że wtedy były książki z obrazkami kolorowymi, a nie czarno-białymi i że tato po tych książkach bazgrał, o zgrozo! MŁODSZY nie czyta jeszcze płynnie, ale lektura mu sie podoba. 
MŁODSZEMU dużo czytam ja. Sam czyta jeszcze niewiele. Z najnowszą literaturą dla dzieci jesteśmy na bieżąco. Niektóre książki czytamy po kilkanaście razy. Czytamy kilka książek naraz. I trochę zaniedbujemy "starocie".



STARSZY czyta lektury bez problemu. Jedne podobają mu się bardziej, inne mniej. Oprócz tego czyta sporo. Książki wybiera sobie sam, a niektóre podtykam mu ja. STARSZY jest wszystkożerny, tylko czasem mu któraś pozycja zaszkodzi:
- To było wyjątkowo nudne.
- Mamo, mogę do Was przyjść spać, bo się boję.
- Musiałem dokończyć książkę i nie miałem już czasu odrobić zadań.

Rzadko zdążę dołączyć się do jakiejś z aktualnych dyskusji. Albo ja nie mam czasu, albo dyskusja szybko przestaje być aktualną. Tym razem nie ma obaw. Temat wraca co jakiś czas: będę pół akapitu za peletonem, albo przez chwilę przed wszystkimi.
(Gazeta Wyborcza, "Czas przewietrzyć kanon lektur w podstawówce." po linkach do kłębka)

Szkolny kanon lektur. Ideologia. Popularyzacja czytelnictwa. Całość czy fragment. Wietrzenie, a może przeciąg. 
"Tomek Sawyer", coś Verne'a, Niziurskiego, baśnie bez disnejowskiego pudru, Makuszyński, Korczak, "Zabić drozda" to wycinek z mojej domowej listy lektur. Książki podrzucam STARSZEMU, czasem zdarza się, że czytam fragmenty na głos. "Dlaczego muszę?" pytał STARSZY. (Mogłabym przysiąc, że mówiłam "powinienieś", a nie "musisz".) Dlaczego? Bo to KANON. Kanon polskiej i światowej literatury. Kulturowe MUST READ!Kanon wypada znać, bo inaczej się wypada. (Chciałabym zrzucić na STARSZEGO ten slogan, ale tym razem to mnie poniosło.) To taka baza, fundament wykształconego człowieka, wyrosłego w danym kręgu kulturowym. Książki z kanonu to zapis historii, tradycji, ale i wiecznie żywych problemów i fundamentalnych pytań i prób odpowiedzi... 
- Czyli czytam, by się nie zawalić?
- By nie upaść! Tak!
- A jak nie przeczytam?
- To będziesz miał o jeden mniej temat do rozmowy. I trochę mniej będziesz rozumiał. I...
- I będziesz mi zrzędzić!
- Oczywista oczywistość, SYNU!
Czyta. Nie zawsze mu się podoba, nie zawsze rozumie, ale zawsze może ze mną porozmawiać.  Umie zrecenzować, umie wysłuchać moich argumentów, zgodzić się z nimi lub przejść do kontry. I,co ważne, mamy wspólne doświadczenia czytelnicze. (Uwaga: Ja też staram się nadążać za wyborami czytelniczymi STARSZEGO, aktualnie podczytuję "Igrzyska śmierci".) Rozpoznajemy ze STARSZYM intertekstualne wtrącenia, cytaty. Rozszyfrowujemy znaki, lepimy fragmenty w całości. STARSZY coraz zgrabniej i coraz bardziej świadomie porusza się w kulturze. I chyba sprawia mu to przyjemność.

Cóż mnie zatem szkolny kanon lektur? Ani ziębi, ani parzy? Robimy swoje?
A jednak pozrzędzić muszę, jakby podsumował mnie STARSZY.
Kanon to nie lista bestsellerów. Kanon nie musi, i rzadko jest, łatwy, lekki i przyjemny. Kanon uwiera, kanon bywa niepoprawny, kanon wzbudza emocje. O zgrozo, kanon czasem trąci myszką. Zmieniają się czasy, zmienia język, zmieniają formułowane w literaturze odpowiedzi, ale główne pytania pozostają niezmienne. 
Kanon lektur szkolnych powinien być dyskutowany, uaktualniany. Czasem trzeba z niego coś wyrzucić, czasem warto coś dorzucić. Ale jakie przyjmiemy kryteria?
Postawimy na przyjemność, łatwość odbioru? Ważne, żeby dzieci dużo czytały, ale już nie ważne co? 
Wprowadzimy parytet (główni bohaterowie i bohaterki)? Wyrzucimy z listy wszystkie książki, w których odnaleźć można przypadki przemocy, nietolerancji etc? 
To powinno ułatwić zadanie nauczycielom. Tak przygotowana lista lektur łatwiej da się wpasować we, wciąż królujące w szkołach, tabelki: główni i drugoplanowi bohaterowie, miejsce akcji, czas akcji, streszczenie w punktach.
I tu jest lektura pogrzebana... Nie CO, ale JAK "przerabiane" będą lektury w szkołach.
Możemy z listy wyrzucać i dorzucać. Możemy dyskutować, kłócić się. Możemy robić plebiscyty i pytać ekspertów. Możemy... I co z tego, gdy na koniec "szkolna tabelka tortur" zabije każdą książkę.
 Zamiast uciekać od "niewygodnych" lektur, zamiast sprowadzać książki do prostych schematów, zamiast testów ze znajomości lektury i charakterystyki głównej postaci na trzy strony zeszytu... można porozmawiać.
Że Staś to taki bohater, a Nel pierdoła... Może. Porozmawiajmy. Że Rebekę spotyka ze strony Tomka Sawyera przemoc. Porozmawiajmy. Porozmawiajmy też o przyjaźni, o brawurze, o buntownikach. Porozmawiajmy o nas. (przykłady przytaczane przez Gazetę Wyborczą, link powyżej).
Porozmawiać. Podyskutować. Pozaczepiać. Sporowokować. Zadać parę niewygodnych pytań. Mieć odwagę iść pod prąd, wybrać niewydeptane ścieżki, nieoczywiste tropy.
A poczytać? Wspólna lektura. Czytanie na głos fragmentów. Nawet do nieczytacza, co zgłosił nieprzygotowanie z lektury, dotrze coś. 
A wprowadzić w zagadnienia? Dlaczego przed wizytą w muzeum, przed wyjściem na spektakl coraz częściej przygotowuje się uczniów do odbioru. Warsztaty "przed", a nie tylko "po" to coraz częstsza praktyka. Lekturze szkolnej też przyda się wstępniak, przygotowanie gruntu. 


Kanon to nie lista bestsellerów, to nie łatwe narzędzie do podbijania statystyk czytelniczych. (Śmiem twierdzić,że szkoła, choćby najlepsza, ma marginalny wpływ na wychowanie CZYTELNIKA, azacząc trzeba dużo wcześniej.) Lista szkolnych lektur to przyczynek do rozmów, klasowych rozpraw sądowych, wspólnej lektury, nauki krytycznego myślenia, poznawania kultury, historii i człowieka. Każde "skreśl" i "dopisz" wymaga namysłu i przygotowania. 
A i tak nic z tego, jeśli pozostaniemy tylko przy tabelkach, przygotowywać będziemy tylko do testów, a nie do życia... 

Z wysokiego C ląduję znów obok listy lektur MŁODSZEGO. Tutaj przypomina mi się rozmowa Roberta Mazurka z Joanną Papuzińską (po linkach do kłębka). Najmłodsi czytelnicy, czasem z trudem składający słowa, potrzebują książki prostej i ciekawej, by to ciekawość wzięła górę nad zniecierpliwieniem. Tutaj może łatwiej byłoby mi nie tylko dopisywać, ale i skreślać z listy.

MŁODSZY i STARSZY, oprócz szkolnych lektur, przeczytają w tym roku wiele innych książek. Szkolny spis znów przestanie mnie interesować... Sama sobie wychowam czytelników. To jednak nie oznacza, że nie zależy mi, żeby szkolny kanon, szkolne przerabianie" lektur" nabrało sensu, by pomogło, zamiast przeszkadzać. Każda pomoc się przyda. 

PO LINKACH DO KŁĘBKA:
"Poza rozkładem"  (ten wpis skłonił mnie do przemyśleń)

PS. Tylko od "PLASTUSIOWEGO PAMIĘTNIKA" wara!!! ;)

5 komentarzy:

  1. "sama sobie wychowam czytelników" - tak, ale co z tymi, których nikt do tego nie będzie wychowywał?

    Na etapie nauczania wczesnoszkolnego większość dzieci boryka się z trudnościami "technicznymi" w czytaniu. Do tego dochodzi archaiczne słownictwo, składnia, niedzisiejsze realia. Czy to dobra droga do motywowania do osiągania "sukcesu czytelniczego"? Budowania rytuału?
    Jeszcze inną sprawą jest sposób funkcjonowania lektury (testy... ze znajomości treści).
    Czy to metoda na pokazanie, że czytanie ma zachęcić do krytycznego myślenia?

    Nie jestem za kanonem, nie jestem przeciw nowością. Jestem za tym,że zacząć zmieniać sposób myślenia o dziecku jako odbiorcy. Bo jest też współtwórcą :) Tylko trzeba dać mu te możliwości.


    3) sens pracy z lekturą


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I rzeczywiście przyznaję, że kanon tych najmłodszych najłatwiej byłoby mi przewietrzyć. Tutaj najważniejsze jest ciekawy, bardzo ciekawy, prosty i przyjazny dla "literujacego" jeszcze dziecka tekst. Nic nie stoi na przeszkodzie by PLASTUSIOWY PAMIĘTNIK czytał nauczyciel podczas lekcji. Zgadza się. Nie ma we mnie zgody na upraszczanie, spłaszczanie i banalizowanie kanonu tych nieco starszych uczniów. To nie jest tak, że "ważne by dziecko czytało, nieważne co."
      Ankietę MEN wypełniłam, może to coś zmieni... :)

      Usuń
  2. "Mój" CZYTELNIK jeszcze mały. Nad kanonem lektur szkolnych nie rozmyślałam ostatnio nazbyt intensywnie. Raczej zastanawiałam się nad zmianami w kanonie z HLP, a to się jakoś dziwnie wszystko wiąże... Zgadzam się z Tobą. To nie jest tak, że "ważne by dziecko czytało, nieważne co". Ważne co, ważne jak, ważne po co. A może więcej czytania w przedszkolu? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przedszkola chyba nieco łatwiej poddają się oddolnym inicjatywom. Przedszkolakowi można w plecaczek wcisnąć jakąś ciekawą książkę i panie zazwyczaj czytają... Organizuje się czytania "rodzice dzieciom" i tu panuje zupełna dowolność w wyborze lektury. Warto pewnie przyjrzeć się przedszkolnym biblioteczkom i je trochę przewietrzyć, "doposażyć", skłonić nauczycielki do sięgania po nowsze pozycje częściej, do czytania częściej. Na pewno warto!

      Usuń
  3. No tak, a potem nie wystarczy przekonać pani...

    OdpowiedzUsuń