poniedziałek, 30 marca 2015

TO MI SIĘ TYLKO ŚNIŁO. TO MI SIĘ ŚNIŁO...

- A dlaczego ty nie śpisz?
- Tak się właśnie zastanawiam...
- Rano się będziesz zastanawiać. Śpij.
- Nie mogę. Może dlatego nie śpię, że nie mogę. 
- I co będziesz robiła? Włączyć ci słuchowisko?
- Nie, pogadamy sobie... A co to tak hałasuje?
- Zamiatarka do ulic. Taki samochód do czyszczenia ulic. Nie chcę mi się gadać. Spać mi się chce.
- W nocy czyści? Przecież nic nie widzi. Ciemno jest. A co to tak piszczy?
- Alarm, chyba w jakimś samochodzie.
- Po co piszczy?
- Piszczy, bo myśli, że go kradną i chce dać znać właścicielom, żeby go uratowali.- Zrozumcie, ja to wszystko bez przygotowania, o pierwszej w nocy. 
- A teraz ktoś go kradnie?
- Chyba nie. Myślę, że alarm się włącza z powodu tej zamiatarki.
- Samochód boi się zamiatarki? 
- Może. Albo zamiatarka robi hałas, albo trzęsie się i alarm się włącza.
- A jak jutro będzie ktoś kraść samochód, a pan od samochodu będzie słyszał alarm, ale nie wstanie i nie uratuje, bo będzie myślał, że samochód znów się boi zamiatarki... To co? 
- Może się wszystko dobrze skończy...
- Niedobrze. Złodziej wsiądzie, bez kluczyków włączy silnik, na siłę, patykiem. Odjedzie z piszczącym alarmem i tyle go widzieli.


- No tak... Może przestaniesz już gadać i spróbujesz zasnąć?
- Położysz się obok mnie?
- Nie, bo zasnę...
- Jak ty to robisz, że tak sobie zasypiasz?
- Zazwyczaj chodzę spać za późno i wstaję za wcześnie. To jest najlepsza metoda, by błyskawicznie zasypiać.
- Nie masz mamy w domu, która by ci kazała iść spać...- NAJMŁODSZA wzydcha zmartwiona, ale już po chwili...- Fajnie masz! W ogóle nie musisz spać! Cała noc na zabawę! Super! Już się nie mogę doczekać, kiedy się wyprowadzisz! Będę całą noc szaleć! Bez mamy i bez opamiętania!
- Ja się wyprowadzę? To ty się wyprowadzisz.
- Gdzie?
- Nie wiem. 
- Na zimne pustkowie za siedmioma górami?- NAJMŁODSZA zdecydowanie powinna przestać słuchać baśni.
- O wolne miejsce na pustkowiu coraz trudniej...
- Ja się od ciebie nigdy nie wyprowadzę. Będziemy tak sobie zawsze razem... Będziesz czasem ze mną spać, będziemy sobie w nocy gadać, będziesz mi robiła śniadania, będIesz mi pożyczać sukienki i ten pędzelek do rumieńców! Super będzie.
- Idę. Nie dam rady dłużej. Muszę się położyć.
- No dobra. Dam sobie jakoś radę. I chyba jestem nawet trochę senna...

- Mamooooo...- Znowu ją słyszę. Zawracam.- Mamo, nie tup tak jak schodzisz, bo już prawie zasypiałam,a tu łuuuuup!

 Za siódmą górę bym wyrzuciła, na pustkowie, do zamiatarki, pod zamiatarkę... Gdyby mi się chciało, gdyby mi się nie chciało tak bardzo spaaaaaaaać!

czwartek, 26 marca 2015

ZOBACZ WIERSZ ALBO... TUWIM SIĘ NIE NUDZI!

- A jak wygląda h?- pyta NAJMŁODSZA znad kartki pełnej niezgrabnych, powykręcanych liter.
- Jak drabina, z jednym szczeblem.
- A po co komu drabina z jednym szczeblem?
- Żeby zawiesić na drzewie huśtawkę.
- Za niska.
- Żeby hipopotam nie spadł z wysoka, gdy będzie chciał powiesić huśtawkę, wchodząc na drabinę.
- Dlaczego miałby spaść?
- Bo jest cholernie ciężki!- wtrąca STARSZY.
- Raczej hiper hura horrendalnie ciężki! A cholera ma tę ce-chę, że się pisze przez "ch"! (czyt. ce-ha)
- Przez was teraz nie pamiętam, co chciałam napisać! Cholera!

A potem umiemy już pisać. Piszemy całe słowa, zdania i wypracowania. Litery nam powszednieją i zapominamy, że D ma duży brzuch, bo zjadło dynię, a B wygląda jak pupa hydraulika, a hydraulik to jest pan, co rury naprawia, spod zlewu mu tyłek wystaje. A rury są powykręcane jak RURS, bo czasem w rurze sssssyczy...

A potem już nam do głowy nie wpada, a może po prostu nie wypada, by jabłko zapisać na zielono, albo na żółto z rumieńcem czerwonym. 
Liniom i kratkom się nie mieści, by zakręcić zakrętem, poplątać sznurowadło...

"TUWIM. WIERSZE DLA DZIECI"
Julian Tuwim
opracowanie graficzne: G. Urbańska, M. Hanulak, G. Gurowska, M. Ignerska, A. Niemierko, A. Kucharska-Zajkowska, J. Wróblewska
(Wydawnictwo Wytwórnia)

WIEK: XS, S  
(a książki mają to do siebie, że w tym rozmiarze każdemu do twarzy, i nie pije pod pachami!)

Tuwima wiersze każdy zna.
Halo, lo, lo, murzynek Bambo.
Abecadło spadło, hukło i trach rzepkę wyciągnęli.
Pod kanapą, na kanapie, w Śpiewowicach i w aeroplanie.
Każdy choć parę wersów w pamięci wyszuka i po chwili wyduka.
(może z wyjątkiem jegomościa z zagadkowym supełkiem na trąbie)

Lat temu kilka po Tuwima sięgnęło siedem graficzek, a my dostaliśmy do rąk wiersze jak nowe: odświeżone, odkurzone, oskrobane z kiczowatych kolorów i kanonicznej patyny. I znów słychać rytm, brzmienie, żart i geniusz.
Artystki interpretują Tuwima bez kompleksów, grają jak równy z równym: kształtem, kolorem, rymem i rytmem. Każda z artystek pracowała w charakterystycznej dla siebie technice, idąc za własną intuicją i wrażliwością, a udało im się stworzyć dzieło jednolite i kompletne. Tekst i ilustracja są równoprawnymi elementami, nierozdzielnymi, czasem wręcz trudno rozróżnialnymi- słowo staje się obrazem, ilustracja zbudowana jest z liter.








I choć znamy już na pamięć większość wierszy z tej książki, to czytamy. Obrazy czytamy, wciąż i wciąż, bo na pamięć nauczyć się ich nie sposób. 



Tym razem do czytania i wspólnej zabawy zaprosiłam bohaterów wierszy Juliana Tuwima.
Znacie? No pewnie! Znudziło Wam się? Nie wierzę! 
Litery ułożymy do rytmu, słowa namalujemy, obrazy napiszemy. 

sugerowany wiek uczestników: 5-8 lat
czas trwania: około 1h
nie ma zapisów, nie ma opłat

12 spotkań/12 książek/12%rabatu na 12. urodziny CZEKOLADY.
Zapraszają: CZEKOLADA CAFE, BOOKAREST i ŻELKOŻERCY

poniedziałek, 23 marca 2015

WIĘCEJ ROZMÓW I SPOTKAŃ, MNIEJ KIERMASZU!

W promieniu pół kilometra od targów miejsc parkingowych brak. Traf chciał, że się targi edukacyjne i targi książki zbiegły z medycznymi i pewnie jeszcze innymi. Parking na targach: 20 złotych! 
(Byliśmy jeszcze raz na krótko w niedzielę, miejsce parkingowe udało się znaleźć. Za to trafiliśmy na wejście z działającymi jedynie bramkami-kołowrotkami dla pieszych. Wózek przenosiliśmy nad bramkami. My na szczęście za kilka lat z wózka wyrośniemy, ale nie każdy ma to szczęście...)



- Każdy może sobie wybrać po jednej książce.
- Jak długo?- pyta STARSZY.
- Jak długo co?
- Jak długo po jednej. Oni mogą nie pamietać, bo kurduple są, ale ja już na nie jednych targach książki z tobą byłem.
- Bardzo śmieszne, bardzo śmieszne. Nie oddalamy się. Nie zabieramy pełnych garści nalepek, zakładek do książek i ulotek.
- A jak będą wciskać, tak ja ci na ulicach?
- Po pierwsze nie dajemy sobie wciskać!
Jesteśmy zwarci, gotowi... 
Mogłam jeszcze zastrzec, że: nie wyciągamy KROPKI z wózka, nie ciągniemy mamy w dwóch przeciwnych kierunkach (ręcę powoli ciągną mi się po ziemi, wózka nosem też długo prowadzić nie umiem), nie zadajemy trudnych pytań, nie przyznajemy się, że chcemy książkę kupić, a kupujemy na targach książki książki, choćby nie wiem co.

- Mamooooo! Chodź! Mamooooo! 
Różowo, nalepki, brokat... 
- To nie jest książka, NAJMŁODSZA.
- To co to tu robi??? 
Też się pytam!
- Mamoooooo! Zobaaaaaaa! Engriberdzy! Jakie duże! Mogę!?
Pluszowe, duże, koniecznie-musisz-się-o-to-codzień-potykać.
- MŁODSZY, to nie jest książka...
- Wieeeeeem... To może pójdziemy od jedynki i poszukamy książek?
To był dobry pomysł! To był bardzo dobry pomysł!
Na pierwszym stoisku ZAKAMARKI. Nasze, poznańskie, szwedzkie, zaprzyjaźnione, uwielbiane. Od piątku mamy już wszystkie Alberty (z wyjątkiem jednego) i albertorby/torberty (podręczne, poręczne torby płócienne z Albertem do transportowania przydasiów i niezbędniaków). Na drugim stoisku Format i "tę panią skądś znamy". I tu wpadam na genialny pomysł, który jeszcze przez chwilę pozwala mi być konsekwentną (patrz pierwsze zdanie). Kupuję książkę... dla siebie! Ja też mogę jedną, a przecież nie kupiłam sobie Alberta.

Potem kolejności już nie pamiętam. O konsekwencji i niedopiętym budżecie domowym nie chcę pamiętać. A co pamiętam?

Ból pleców przypomina mi, że nadal zdecydowana większość moich dzieci nie dosięga do wysooooookich stooooooisk targowych. Podnosiłam na zmianę, na trzy, podtrzymując nogą wózek, zębami portfel. Część wydawnictw, zdając sobie sprawę z problemu nie do przeskoczenia (chyba, że o tyczce), postanowiła go obejść- niższe stoliki obok głównej lady, dostęp do regałów "wewnątrz" stoiska. Chwała im za to! Jestem za targami dla dzieci książek dla dzieci!

Pamiętam panią z wydawnictwa, która bardzo była zdziwiona, że chcę kupić książkę:
- Tu pan ilustrator maluje dla dzieci obrazeczki na karteczkach. Nie trzeba kupować książeczki. Za darmo, na karteczkach.
Przyznaję, że to najoryginalniejszych chwyt marketingowy, z jakim się spotkałam...
Kupiliśmy książkę, porozmawialiśmy z ilustratorem, który okazał się mieć rownież imię i nazwisko (Marcin Bruchnalski). A obok ilustratora siedział pisarz, autor książeczki (Jarosław Mikołajewski). Porozmawialiśmy o książce tej i książkach innych, o prasie, o dzieciach, o drzewie wiśniowym i chudych kotach. 
Dlatego poszłam na targi w piątek... Jest dużo mniej ludzi, jest więcej czasu na spotkanie, na rozmowę. Nie stał za nami ogonek chętnych po autograf, nie zagłuszał słów i myśli koncert piosenki dziecinnej (sic!). 
Miałam wrażenie, i przepraszam, że zabrzmi to może ciut nieskromnie, że byliśmy w ten targowy piątek sensacją, dzwiadłem. I nie że czworo, i nie że głośni, ale... Na targach książki, gdzie nadzieja nie powinna umrzeć nigdy:
Aaaaa! To Wy znacie? Czytacie? To też macie? Wiecie? Macie zdanie? Gust macie? Pytania zadajecie? 

MŁODSZEMU pomogłam wypatrzeć "8+2 i domek w lesie". 
- Tam MŁODSZY, taaaaaaam! Obok tej, a nad tamtą. Poczekaj podniosę Cię... (Wrrrrrrrr...)
- Muszę to mieć. Muszę!
MŁODSZY jeszcze przy stoisku Dwóch Sióstr sylabizuje:
- Wsze, wszę, wszębo, wszębo, wszędobyl, ski, wszędobylski Morten.
- Mamo, jaki Morten?
- No ten, jeden z ośmiorga.- Chowam portfel, szukam herbatnika dla KROPKI.
- Nie było Mortena!
Analizujemy razem, dziecko po dziecku... 
- I Morten 2... MŁODSZY, to Morciszek jest!
- Ale dlaczego Morten? Chyba wiem, mamo! Chyba wiem!- MŁODSZY aż podskakuje.- Przepraszam pana, czy tę książkę przetłumaczył ten sam tłumacz? Ten sam, co ciężarówkę?
- Tak. Chyba tak...- Strzela. Widzę, że pan ze stoiska Dwóch Sióstr strzela. Widzę, że bardziej "chyba" niż "tak". 
- To znaczy, że Morciszek już jest duży i nie chce być Morciszkiem, chce być Mortenem i będzie miał w tej części urodziny! Będzie miał urodziny?
- Tak. Chyba tak...
A "nie wiem" jest uczciwsze i otwiera pole do dyskusji, domyślania się, rozmowy jak równy z równym... Ale pan jest z wydawnictwa i wydaje mu się, że musi wszystko wiedzieć... 
Szanowny panie, spieszymy donieść, że pierwszy tom (wydany kiepsko i niskobudżetowo w serii Polityki "Cała Polska czyta dzieciom") ma innego tłumacza. A urodziny Mortena zwanego Morciszkiem... Jeszcze nie przeczytaliśmy do końca, jeszcze nie wiemy, ale damy znać.
- A jak ty wpadłeś na ten pomysł z różnymi tłumaczeniami?- Przyznaję, że MŁODSZY bardzo mnie zaskoczył.
- Przecież rozmawialiśmy przed chwilą z panem od Pinokia. O wiśni i czereśni, o wielorybie... O tym, że można coś przetłumaczyć tak albo siak. Nie słuchałaś, mamo?

- Niedoparki są fajne, ale poczekam z drugą częścią aż moja siostra dorośnie, bo nie wszystko rozumiała, a my razem czytamy. Przyjdzie jeszcze czas... 
Tak podsumował MŁODSZY drugi tom oferowany przez skarpetkowe stoisko.

Na niektórych stoiskach byliśmy wyjątkowo trudną klientelą:
- Czy mogę Wam coś polecić?
- Proszę! Ale my i tak wiemy, co chcemy!
- A może...
- Mamy!
- Albo...
- Mamy!
- A to?
- A jak pan myśli?!
Kupiliśmy chcianego od dawna "Ernesta". KROPKA dostała misie-pysie czyli "Mmmmm". Dostała, zgubiła i znów dostała, bo się książka odnalazła. (Biuro rzeczy znalezionych na stanowisku Ene Due Rabe działa w pełni profesjonalnie!)

Stoisko po stoisku... Raz książki, innym razem gry, zabawki, piaski, plasteliny i autobus. (Byłoby rodzicom i dzieciom prościej, przejrzyściej, gdyby targi książki były targami książek, a nie książek i rozpraszaczy, zapchaj dziur/zapchaj budżet. Trudno odciągnąć dzieci od świecącej, kolorowej piłki, stoiska z ciastoliną- szałową, ale nawet zakładki do książek z niej nie ulepisz... 
Byliśmy na targach w piątek popołudniu (i na chwilę w niedzielę) i ominęły nas warsztaty, większość spotkań, konkursów i stolikowych zabaw... Na jedne próbowaliśmy się wkręcić, ale: "Jesteśmy już fazie produkcji, po etapie przedstawiania metod i tajników pracy oraz całego cyklu produkcyjnego. Spóźniliście się." A wydawało mi się, że uczestnicy warsztatu (dwoje dzieci i jeden tatuś) robili zakładki do książek, nie wyglądało to bardzo skomplikowanie, ale może... Wszak spóźniliśmy się...

Nie udało nam się spotkać z autorką książek o Duni. Nie udało mi się wybrać na targi bez dzieci. Niestety... 
Pozrzędziłam, bo kto mi zabroni... Wróć: to nie było zrzędzenie, a konstruktywna krytyka, w dobrej wierze błędów i niedoróbek wytykanie. 
Mimo wszystko, uważam naszą wyprawę targową za udaną. Mamy książki i listę książkowych zachcianek na kilka urodziny i nieurodzin, porozmawialiśmy z tymi, co tak jak my mogliby o książkach gadać godzinami. Mamy autografy, a to dobrze wiedzieć, że za książką stoją jej twórcy, ludzie z krwi i kości. 
I wciąż marzyć mi się będzie więcej czasu i skupienia na spotkaniach, rozmowach, a nie kiermaszu, na dyskusji, a nie promocji... Na dzieciach, a nie portfelach.

Była jeszcze wystawa. Piękna wystawa ilustracji Bożeny Truchanowskiej. Obejrzałam ją w biegu kilkanaście razy: ktoś KROPKĘ wypuścił z wózka. Obiecałam sobie przeszukać półki i zebrać książki z jej ilustracjami na stosik, stosik do przejrzenia, nie w biegu, może gdy KROPKA zaśnie...

W przerwie na zrobienie sobie kawy, zebranie... zabawek z podłogi, zobaczyłam, że szybka jak strzała Olga z bloga "O tym że" już swoje siedem życzeń inspirowanych poznańskimi targami spisała... Pięknie, z taktem, dyplomatycznie! Podpisuję się... nosem, bo ręce zajęte- klawiaturą, KROPKĄ, która obudziła się trzy zdania za wcześnie i garnkiem z zupą, bo nie samymi książkami...

piątek, 20 marca 2015

ZARZĄDZANIE CZASEM

- Ja się zastanawiam mamo, skąd ty to wszystko wiesz!?
Trafił mnie tym pytaniem-zarzutem między łopatki, zupełnie z zaskoczenia. Uciekać czy błagać o łagodny wymiar kary?
- Wszystkiego to ja na pewno nie wiem, wypraszam sobie! A o co się rozchodzi?
- Szybko, bo się spóźnimy. Teraz jest czas na umycie zębów. Koniec zabawy, czas na odrabianie zadań.- Domyślam się, że mnie przedrzeźnia, ale ja nigdy się tak nie krzywię, i nie skrzeczę tak potwornie, i...- A skąd Ty to wiesz?!
- Skąd wiem, co? Skąd wiem, że powinno się myć zęby?
- Skąd wiesz, że mamy czas, że nie mamy czasu, że jest za późno, albo za wcześnie? Skąd wiesz, że jest na coś czas, a na coś nie ma!?
- Znam się na zegarku. Dokonuję skomplikowanych obliczeń, uwzględniając czas potrzebny na wykonanie zadania, czas jaki pozostał do wykorzystania i czas na dyskusję z Wami czy macie czas, czy teraz czy za chwilę...
- Też się znam na zegarku. Trochę wolniej niż Ty ,ale się znam!
- Super! Zgłaszasz się na ochotnika? Chcesz zostać naszym domowym strażnikiem czasu?
- Nie, bo ja nie wiem, nie znam się na czasie. Ja się znam tylko na zegarku. A czasu trzeba pilnować? 
- Pilnować trzeba siebie, czas i tak ucieka...
- Ja nigdzie nie uciekam, nie muszę siebie pilnować.
- Ale musisz pilnować swoich obowiązków, musisz zarządzać czasem.
- To ja mu zarządzę, żeby się natychmiast zatrzymał, bo mam za mało czasu na klocki.
- Nie uda Ci się. Nie na tym polega zarządzanie czasem.
- A na czym? To wszystko jest coraz bardziej bez sensu.
- Zarządzasz czasem, który masz, czyli tak planujesz swoje zajęcia, obowiązki i przyjemności, by na wszystko, albo choć na większość, starczyło ci czasu... Możesz zrobić sobie grafik, plan dnia...
- To nie jest takie trudne. Idę zarządzać!

Mija czterdzieści minut i ciut. 
- Mam!
Lista ma dwadzieścia sześć punktów, trochę zakreśleń, strzałek i wykrzykników, wykrzykników to ma chyba najwięcej.
- Długa ta twoja lista...
- Zarządzone! Tak będzie!
- Ale jak? Opowiesz mi?
- Najpierw wracam ze szkoły... Zacząłem od powrotu ze szkoły, bo ranek to ty nam zarządzisz, ja jestem za bardzo zaspany. Wracam ze szkoły i buduję bazę, potem na łóżku przebudowuję samoloty, potem dokończę planszówkę, a potem wypróbuję ją z NAJMŁODSZĄ... Trochę zarządziłem NAJMŁODSZEJ czasem... Potem zjem, bo będę głodny, pójdę na rower i pogram w piłkę. Na końcu odrobię lekcje i pogram na pianinie. Na pianinie pogram aż do kolacji, potem kąpiel i czytanie. 
- A czas?
- Co czas?
- Ile czasu poświecisz na każde z zadań? Od której do której godziny?
- Tego mi nie powiedziałaś! Idę.

Po dwudziestu minutach wraca.
- Już jest gotowe. Wieszam na lodówce. Postanowione. Zarządzone. Od jutra.
- MŁODSZY! Ale jutro idziesz do kolegi popołudniu. Zapomniałeś?- NAJMŁODSZA pamięta, bo w tym czasie obiecałam jej babskie lody, babski spacer, babskie zabawy, babski film...
- I co teraz??!! Wszystko na nic! Zarządzone, a teraz trzeba wyrzucić do kosza?! Bez sensu! Nie cierpię czasu! Nie cierpię zarządzania! Nie cierpię planów!- Wrzesczy i niszczy. Drze na kawałki swój plan dnia, rozrzuca papierki po całej kuchni, i jadalni, i schodach... 
- Chcesz się przytulić?
Spocony, czerwony, zapłakany MŁODSZY siedzi na moich kolanach.
- A jeszcze będę musiał pograć na pianinie... Lubię grać na pianinie, ale... Nie lubię się spieszyć, nie mieć czasu, mieć bardzo mało czasu. Nie cierpię. A to zarządzanie jest głupie. Bo się może coś zdarzyć, czego się nie zarządziło i trzeba wszystko podrzeć. Cały plan wziął w łeb!
- Możemy posklejać plan i zadzwonić, że nie przyjdziesz jutro do kolegi.
- Szkoda czasu na sklejanie...

czwartek, 12 marca 2015

GĄSIENICE, DZIURKI, MĄDROSTKI I KOLORY




Zapraszam na 2. CzekoCzytanie
Będziemy czytać, bawić się, tworzyć...

- Pamiętasz!? Pamiętasz, mamo?! KROPKA miała przebranie gąsienicy! Pamiętasz? Gdzie ono jest? Można by ją przebrać za gąsienicę! Poszukasz?
- Cioci dałam, dla MI.
- To nie było zbyt mądre, mamo...  Musimy pojechać i odebrać. 
- Chyba możemy, bo cioci i MI też się już nie przyda...
- No właśnie. U cioci się kurzy, albo gniecie w szafie, a nam się teraz przyda!
- Lalkę będziesz mogła przebrać za gąsienicę.
- Nie. KROPKĘ przebierzemy! Będzie śmieszniej.
- KROPKA już się nie zmieści.
- Gdzie się nie zmieści?
- W co się nie zmieści. W ubranko-gąsienicę się nie zmieści...
- To tylko do zdjęcia! Może być trochę za ciasne.
- A zdjęcie to ja mam! Poczekaj. Zaraz... Gdzie to było? O, popatrz!
- A kto to jest?
- No gąsienica, to znaczy KROPKA! 
- Taka mała??!!

wtorek, 3 marca 2015

MI NA ZŁOŚĆ!

Bam bam booooom. Bam bam boooom. Kap kap kap. Kap kap kap. 

Siedzi na podłodze, stuka palcami w podłogę. I melorecytuje. 
- Mama!!! Mamaaaa Muuuuuu! Czyta? 
- Znajdź książkę, poczytamy. 
- Czyta, czyta. Laloooo, bam bam boooooom.
Skrobie się na czworakach po schodach. Biegnie do swojej półki z książkami. 
- Lalooooooo! Tin, tin, tiiiiin. Mama śpi, tata śpi.
- Znalazłaś?





czwartek, 26 lutego 2015

GDZIE MIESZKA CIEMNOŚĆ?

Z okazji 12. urodzin poznańskiej CZEKOLADA CAFE zostaliśmy zaproszeni do współtworzenia cyklu wydarzeń dla dzieci (i nie tylko, wszak nie tylko dzieci kochają książki dla dzieci i czekoladę!) pod podwójnie smaczną nazwą: CzekoCzytanie.

Już od kilku dni w CZEKOLADZIE można kupić i na miejscu (w towarzystwie np. filiżanki gorącej czekolady) skonsumować najlepsze książki dla dzieci.
Już dziś można przeczytać pierwszy z CzekoWpisów na blogu.
Jest to tym samym zapowiedź pierwszego CzekoCzytania w CZEKOLADZIE.
1 MARCA o godzinie 12.00 przeczytam, wspólnie z dziećmi, pierwszą z dwunastu wybranych przeze mnie i ŻelkoŻerców książek. Czytać będziemy od deski do deski, wspak i do góry nogami, a i na samym czytaniu się nie skończy.
Wybrana/czytana książka od dziś (czwartek, 26 lutego 2015), aż do następnego CzekoCzytania, do kupienia w CZEKOLADZIE 12% taniej.
Świeże dostawy przepysznych książkowych tytułów to zasługa poznańskiej księgarni BOOKAREST.
ZAPRASZAM w imieniu CZEKOLADA CAFE, BOOKAREST i ŻelkoŻerców.


wtorek, 24 lutego 2015

A NIECH TO... SZCZĘŚCIE!

Tego dnia mieliśmy idealnie wszystko niezaplanowane. I mieliśmy szczęście! I koniecznie muszę przedstawić skład osobowy, bo niezwykły. Sezon urlopowy i grypowy był przyczyną zmian.
NAJMŁODSZA (lat prawie 6; nie wyjechała, chwilowo nie chorowała)
SĄSIAD-PRZYJACIEL (lat 7 i pół; nie wyjechał z MŁODSZYM, nie chorował, miała chwilę wolną i spędzał ją z nami)

Godzina 10.40
- Czy jeszcze są bilety? Na dziś, na gęś.
- Proszę przyjść przed spektaklem, może się coś z rezerwacji zwolni.
- Uda się ciociu! Uda się! Ja wczoraj znalazłem dwadzieścia złotych, a myślałem, że to dziesięć, a mama myślała, że nie zgubiła! Jestem szczęściarzem!
- Ja też mamo. Ja też!
- A ja wierzę! Jesteśmy szczęściarze!

Godzina 11.45
- Niestety... Chyba nic się nie da zrobić... Proszę jeszcze chwilę poczekać, ale... 
Czekamy my i jeszcze siedmioro szczęściarzy (a w każdym razie wierzą).

I tutaj od razu wtrącamy, bo przypisów nikt nie czyta, do końca tekstu nie wielu dociera: 
Nie polecamy ani my, ani Teatr Animacji, zawierzania jedynie własnemu szczęściu. 
Polecamy REZERWACJĘ BILETÓW!

Godzina 11.58
- Jesteśmy szczęściarze!!! Jesteśmy szcęściarze!!!

zdj. Bartłomiej Jan Sowa

A NIECH TO GĘŚ KOPNIE
reż. Marta Guśniowska
(Teatr Animacji w Poznaniu)

WIEK: M 

- I gęś była ze straconym sensem. To znaczy, że nie miała na nic ochoty. Chciała ze sobą skończyć. Ale nawet do tego zupełnie nie miała sensu! I był jeszcze lis, wilk, kury. One to były tylko na początku i potem już miały wolne. Nie do końca miały wolne, bo musiały potem być na oglądaniu. Oglądaliśmy je z bliska i można było pomachać marchewką.
- I jeszcze niedźwiedź i..., i ten z wiosłem na szachownicy.- dopowiada SĄSIAD-PRZYJACIEL.
- Wydr. 
- Wydr? A skąd wiesz?
- Gdzieś czytałam...
- I mrówki! Mrówki były fajne! A wiesz ciociu, że mrówki naprawdę są takie silne! Mogą podnieść tyle..., że chyba tyle kilogramów, ile ważą!
- A marchewka miała bardzo mało do grania. I aktorzy byli, ale nie chcieli żeby ich było widać. Trochę im nie wyszło. Wystawały im trochę ręce i kapelusze. Musieli przecież mówić i ruszać zwierzątkami! Taką mają pracę.- NAJMŁODSZA próbuje występować w roli eksperta. 
- NAJMŁODSZA, ale spróbuj sobie przypomnieć, czy patrzyłaś podczas spektaklu na aktorów czy na lalki?
- Lalek to ja tam nie widziałam.
- Na zwierzątka. Zwierzątka były lalkami. Teatralnymi lalkami.
NAJMŁODSZA nie wychodzi z roli, patrzy na mnie tak jak tylko ona potrafi patrzeć, gdy WIE:
- Lepiej chyba, żeby na nie mówić teatralne zwierzątka.
- No dobrze, ale... Pamiętasz jeszcze pytanie?
- Jakie?
- Na kogo patrzyłaś podczas spektaklu? Na gęś czy na aktorkę, która gęsią mówiła i ruszała?
- Chyba na gęś... Chyba... Ale był taki jeden aktor, który nie miał zwierzątka i na niego patrzyłam, chyba że go nie było to nie patrzyłam, bo ja...
- ... ja tak już mam, że jak patrzę to widzę.
- Co????
- Niiiiiic...
- A najlepszy to był nietoperz! 

(I tutaj reżyserka, o ile czyta, ale chyba nie czyta, ale gdyby czytała... I tutaj reżyserka kartkuje scenariusz, co to go sama wcześniej napisała. I blednie. Nietoperz???!!!)
A właśnie, że nietoperz. Najbardziej teatralne zwierzątko, bo przecież nie lalka!

- A jak wróci MŁODSZY to pójdziemy jeszcze raz na GĘŚ! Dobra?! Pójdziemy!- NAJMŁODSZA zgrabnie przeskoczyła z pytajników na wykrzykniki, bo ona przecież WIE.
- I znowu będziemy mieć szczęście!!!
- A może po prostu... bilety!

zdj. Bartłomiej Jan Sowa 

zdj. Bartłomiej Jan Sowa

zdj. Bartłomiej Jan Sowa



A słów kilka mogę dodać? Jest tu ktoś jeszcze?

Marta Guśniowska napisał świetną sztukę, inteligentną, dowcipną i po prostu ciekawą. Potem sama ją po mistrzowsku wyreżyserowała. To że aktorzy Teatru Animacji to wspaniali lalkarze, wiedziałam od dawna! Dobrze się bawiłam, śmiałam się, choć nikt nie próbował do mnie, dorosłego, puszczać oka, umilać mi czasu podczas spektaklu dla dzieci rubasznym rechotem. Dobrze opowiedziana historia, zabawa słowem, konwencją, postacie, których nie sposób nie lubić i przede wszystkim nie sposób w nie nie wierzyć.

-Ale wiesz mamo, że zwierzaki nie gadają i nie chodzą w płaszczach i kapeluszach?!
Prosił go ktoś, tu miało być już tylko... Ech... STARSZY, przemądrzalec, wściubinos, przez-ramię-zerkacz.
- Ale tu chodzi o prawdę wnętrza, że takie są prawdziwe w środku...
- Tego faktycznie już chyba nikt nie doczyta.
- Tak myślisz...
- Mhmmmm...

To ja jeszcze szybciutko: 
Muzyka, co grała nie tylko tło. Muzyka, co nie była łatwo-wpadającą-w-ucho-piosenką-klepanką-na-cztery. 
Lalki niewielkie, ubrane, że mrówka, przepraszam, mucha nie siada. Niewielkie, może właśnie po to by przykuć wzrok, by wzrokiem po całej scenie nie gonić. 
Lubię taki teatr. I wilka lubię baaaaardzo. I zajęczycę matkę raz-dwa, raz-dwa, raz-dwa i jeszcze trzy... Ech...

- A jak ja mówię, że wszystko mi się podobało to fukasz, że to nie odpowiedź... A byłoby krócej, wyszłoby na to samo... I może by doczytali...?

wtorek, 17 lutego 2015

NIE-DO-WYMYŚLONA HISTORIA

Założenie było takie: nie piszemy o książkach, o których nie warto pisać. Jest przecież tyle książek, o których pisać trzeba, pisać chce się... Tym razem robię wyjątek, bo to pierwsza próba recenzencka MŁODSZEGO. 
- Mamo, ale lepiej było poczekać, aż przyjdzie im do głowy lepszy pomysł... A to jest jakieś takie nie-do-wymyślone. Ja wiem, że oni się bardzo chcieli pochwalić tymi wykopaliskami i wszystkim o tym opowiedzieć. I dzieciom chcieli pokazać i ich nauczyć, bo czego Jaś się nie nauczy, tego Jan nie będzie umiał, a Jaś szybko rośnie, ale...  To jest bardzo nie-do-wymyślone.

poniedziałek, 16 lutego 2015

MIĘDZY CHMURAMI I SŁOWAMI

Od paru dni wpatrujemy się w niebo... Jest luty, zima (podobno), ta śnieżna była u nas przez dwa dni, ale "może jeszcze zawróci z dalekiej północy" (NAJMŁODSZA, lat prawie 6).   Jest luty i jeśli na niebie pojawią się ciemne chmury to może z nich spaść śnieg, albo deszcz, a ten deszcz może zamarznąć na jezdni... 
A nas czeka daleka podróż. Może nie taka daleka? Byłaby daleka gdybyśmy chcieli iść pieszo albo jechać na hulajnodze.  Ale na podróż samolotem to zdecydowanie za blisko. Rakietą kosmiczną też nie warto się ruszać, bo rakieta to najwięcej paliwa potrzebuje na start, a po starcie to już by trzeba lądować... 
My jedziemy samochodem.  Patrzymy więc w górę, bo tam widać, co nas czeka tu na dole. "Możnaby spojrzeć nocą w gwiazdy... Tam wszystko widać i można przeczytać, a ci co czytają z gwiazd, to wiedzą nawet, co się wydarzy za dwa dni!!! I mają wtedy dwa dni wolnego! Siedzą i czekają, czy się sprawdzi!" (MŁODSZY, lat 7)